~ Wikipedia
Energia jest w nas już od czasów starożytnych. Nie każdy jednak ma dar. Tańczyć mogą wszyscy i w każdym wieku, ale nie każdy może zostać Dansuraim. Różnice od dawna powodowały spięcia między grupami społecznymi. Zwykle jednak udawało się je załagodzić. Jak będzie tym razem?
poniedziałek, 6 czerwca 2016
ROZDZIAŁ3
Leon miał na koncie już znajomość z jednym Dansurai. Na przyjaźń na
razie się nie zapowiadało, ale po tej krótkiej rozmowie doszedł
do pewnego wniosku. Inni wcale nie są aż tak różni od zwykłych
ludzi. Kiedy rozmawiał z Dezem wcale nie wyczuł tej granicy, którą
większość ludzi rysuje. Można najzwyczajniej w świecie z nimi
żyć i funkcjonować. Leon nawet mógłby zaryzykować stwierdzenie,
że są dość podobni do zwykłych ludzi. Co prawda poznał dopiero
tylko jednego z Dansurai i nie chciał wysuwać pochopnych wniosków.
Stał
przed drzwiami prowadzącymi do sali numer trzy. Jeden Inny to jest
niebezpieczeństwo, ale cała sala... można by rzec, że
samobójstwo. Tak czy inaczej musiał tam wejść. Przyszedł by
uczyć się od najlepszych a niestety oni właśnie tacy są.
Wszedł
na salę.
Termin
„sala” nie odzwierciedlał prawdziwego wyglądu tego
pomieszczenia. Była to raczej sala pałacowa - ogromna sala
pałacowa. Na podłodze parkiet. Na jednej z kremowych ścian lustro.
Z cztery metry nad podłogą, na każdej ze stron wbudowana została
antresola. Sufit szklany, zawieszony bardzo wysoko.
Dansurai
ćwiczyli pośrodku sali. Rozgrzewce przewodził jeden z tancerzy.
Flaming siedział pod lustrem i przeglądał jakieś dokumenty.
Leon ostrożnie zamknął za sobą drzwi i podszedł do trenera. Ten kątem
oka zauważył chłopaka.
- Wydaje mi się, że poznałeś już jednego z tancerzy. Zgadza się?
- Tak. - Odparł Leon niepewnie. - Skąd trener to wie?
- Dez powiedział coś kilku osobom i zrobiło się lekkie zamieszanie wokół niego. Nie ważne. - Machnął ręką i wstał. - Wprowadzę cię.
Stanęli
przed grupą. Tancerze po krótkiej chwili to dostrzegli i zwrócili
się w ich stronę. Muzyka ucichła.
- Jak już, wydaje mi się wiecie. - Spoglądał po twarzach tancerzy. - Dołączył do nas Leon.
Między
Dansurai słychać było pomruki i szepty.
- Spokojnie. - Uspokoił ich Flaming. - Po co te odgłosy?
- A jak wygląda jego odoku? - Zapytała któraś z dziewczyn.
Zapanowała
cisza. Leon spojrzał na Flaminga. Trener obciął dziewczynę
wzrokiem tak, że spuściła głowę.
- Leon nie ma odoku. - Odpowiedział spokojnie. - Nie jest nawet Dansurai.
- To kim on jest, że będzie z nami trenował? - Rzucił ktoś z grupy.
- Jest bardzo dobrym tancerzem i to powinno ci wystarczyć. Z resztą taką podjąłem decyzję. Jeżeli komuś się ona nie podoba może opuścić te miejsce. Nikogo tu nie trzymam. - Wskazał drzwi. - Jeżeli natomiast już się opanowaliście, zapraszam do treningu.
Odwrócił
się przodem do lustra. Leon obszedł grupę dużym łukiem i stanął
na jej końcu. Nie chciał się za bardzo rzucać w oczy. Flaming
jeszcze raz spojrzał po grupie a następnie krzyknął do chłopaka.
- Jeżeli masz jakieś pytania to śmiało je zadawaj. Jestem pewien, że wszyscy z chęcią ci na nie odpowiedzą. - Zaakcentował ostatni wyraz.
Leon kiwnął głową w podzięce i zaczęli trening.
Szybka
muzyka nagle uderzyła. Chłopak rozejrzał się wokoło w
poszukiwaniu jej źródła, lecz nie mógł go znaleźć. Dźwięk
jakby unosił się między nimi.
Cała
grupa powtarzała ruchy po trenerze. Zaczęli od ruchów głową. Od
lewej do prawej. Następnie w dół i w górę. Rozgrzewali tak po
kolei każdą część ciała.
Leon miał bardzo dużo pytań. Zespół rzucał terminami kompletnie dla
niego niezrozumiałymi. Odoku. Co to w ogóle jest?
Przeszli
do rozciągania.
- Nie ma dzisiaj Miki. - Krzyknął Dez do trenera.
Flaming
rozejrzał się po sali.
- Rzeczywiście... To bądź z Leonem. W sumie zdążyliście się już poznać.
- Ale...
- Dez. - Odpowiedział krótko trener. - Zaczynamy. - Zwrócił się do całej grupy. - Jedna osoba z pary siad prosty a druga dociska plecy. Jedziemy.
Dez
usiadł na podłodze. Po chwili obejrzał się za siebie.
- Dociśniesz mnie czy może jednak sam mam to zrobić? - Spytał grubym głosem.
- Tak. Już. - Odparł beztrosko.
Oparł
się na plecach tancerza dociskając głównie odcinek lędźwiowy.
Dez położył najpierw głowę na swych piszczelach a następnie
klatkę na udach.
- Rozszerz trochę nogi to będę mógł cię jeszcze dalej docisnąć. - Poinstruował Leon.
O
dziwo Dansurai wykorzystał radę nowego członka zespołu. Teraz Leon
mógł go docisnąć jeszcze bardziej, tak że głowa i klatka
dotykała podłogi między nogami.
- Zginamy nogi do „motylków”. - Rzucił hasło trener.
Rozciągani
ściągnęli nogi i złączyli stopy. Większość z nich była tak
dobrze rozciągnięta, że dotykali kolanami podłogi. W tej pozycji
osoba rozciągająca dociskała rozciąganego do podłogi.
Leona
ciągle jednak męczyło jedno. Czym było to odoku, o którym
wszyscy mówili i którego on nie posiadał. Postanowił, że nie
będzie czekał z tym dłużej.
- Możesz mi powiedzieć czym jest to odoku? Czemu niby ja tego nie mam?
- Serio muszę teraz? - Odpowiedział Dez przez zaciśnięte zęby, spoglądając na Leona spod ręki.
- A nie. Dobra. Poczekam. - Szybko zareagował.
- Znakomicie. - Wypuścił powietrze z ust.
- Prostujemy nogi – zaczął trener. - i siadamy w drugiej poszerzonej na tyle, ile możecie.
Leon popatrzył z lekkim niedowierzaniem i przerażeniem na wszystkich
Dansurai. Nogi większości z nich tworzyły prostą linię. Prawie
wszyscy potrafili zrobić szpagat turecki.
Podobnie
jak w poprzednich przypadkach osoby rozciągające docisnęli swojego
partnera z pary w przód. Dez był jednym z tych Dansurai, którzy
mieli pełny szpagat. Położył powoli klatkę piersiową na
podłodze a potem głowę na policzku. Ręce trzymał równolegle do
nóg. Z góry wyglądał po prostu jak rozjechana żaba. Pomoc Leona w
tym momencie była zbędna. Mimo to i tak chciał mieć jakiś swój
wkład. Zauważył, że Dez nie odkręcił poprawnie bioder. Poprawił
je i docisnął lekko ponad nimi. Usłyszał przed sobą cichy jęk.
- Wszystko dobrze?
Zobaczył
tylko kciuk prawej ręki zwrócony ku górze. Zostali w tej pozycji
aż do momentu kiedy Flaming zarządził zmianę w parze.
Leon siadł w siadzie prostym a Dez go docisnął.
- Teraz już możesz mi odpowiedzieć na kilka pytań?
- Na jakie? - Odparł Dansurai przyciskając chłopaka jeszcze bardziej. Leon jęknął, ale nie zrezygnował z pytania.
- Co to jest Odoku?
- To tak samo jak tłumaczyć czym jest oddychanie. - Odparł lekceważąco.
- Oddychanie wiem czym jest. - Zadrwił. - Pytam się o odoku.
- Niech ci będzie. - Przycisnął Leona jeszcze mocniej tak, że klatką piersiową dotykał już ud. Uśmiechnął się na jęk chłopaka. - Odoku jest to tak jakby nasze wnętrze. Przyjmuje ono różne kształty w formie energii, zwykle zwierząt. Każde odoku różni się od innych. Nie znajdziesz dwóch takich samych.
- Jaki kształt ma twój?
- Mój odoku to rekin.
- Rekin? Wow. Ciekaw jestem jaki byłby mój gdybym był Dansurai'm... Taki żarłacz biały w formie energii. To musi wyglądać niesamowicie.
- Mój to młot. - Syknął Dez.
- Co za młot? - Zdziwił się Leon.
- Mój odoku to rekin młot. - Warknął.
- Aaa... - Zaczął zdezorientowany Leon. - No to spoko.
Śmiech
cisnął mu się na usta, lecz to wytrzymał. Dez jednak to wyczuł i
przycisnął go jeszcze mocniej.
- „Motylki”. - Usłyszeli głos Flaminga.
- Czemu wszyscy macie na szyi te blizny? - Zapytał Leon zmieniając pozycję.
- To pamiątka po pewnym wydarzeniu i znak przynależności do Dansurai. - Odparł dociskając chłopaka.
- Wszyscy te same wydarzenie?
- Krótka lekcja historii. - Westchnął. - Skup się, bo powtarzać nie będę. - Odchrząknął. - Wszystko zaczęło się już w starożytności na Półwyspie Iberyjskim. Trwała wojna. Jeden z żołnierzy miał zaraz zginąć mimo iż nikt mu obecnie nie zagrażał. Przed śmiercią człowiekowi pojawia się danse macabre, czyli taniec śmierci. Jest to tak jakby element przejścia na drugą stronę. Podczas danse macabre człowiek jeszcze żyje. Kiedy taniec się kończy następuje śmierć taka jaka była mu pisana. Ten Rzymianin – nazywał się Lucario, w ostatnim momencie, już po przejściu danse macabre zmienił zdanie nad wykonaniem ruchu mieczem na swojego przeciwnika. Strzała, która leciała prosto na jego głowę, wbiła mu się w ramię, co uchroniło go od śmierci. - Odetchnął.
- Druga pozycja. - Powiedział trener.
Leon rozszerzył nogi i pochylił się w przód. Dez go ponownie zaczął
dociskać.
- To było z perspektywy Lucaria. Pamiętaj, że miał kogoś zabić a jednak tego nie zrobił. Domyślasz się czegoś? - Zapytał jakby odpowiedź była oczywista.
- Że przeciwnik tego Rzymianina też przeżył danse macabre?
- Bingo. - Ucieszył się Dez. - Jednak nie jesteś aż tak tępy jak większość ludzi.
Leon nie wiedział czy uznać to za komplement czy za obelgę.
- Tak więc... - Kontynuował. - Ten przeciwnik był Iberyjczykiem a nazywał się Aarón. Kiedy przeżywał on swój danse macabre, Lucario nie był za grzeczny. W swojej wizji odciął głowę jednemu z kościotrupów. Tak się złożyło że symbolizował on Aaróna. Kiedy danse macabre w obu przypadkach dobiegło końca obaj wojownicy rozpierzchli się po świecie. Nie wiedzieli jednak, że zdobyli ogromną moc, która aktywuje się poprzez ruch. Ta moc jest przekazywana z pokolenia na pokolenie, tak samo jak blizna na szyi. Wszyscy my tutaj jesteśmy potomkami Aaróna. - Podsumował swoją wypowiedź.
- Obaj zdobyli tę moc?
- Tak. My mamy bliznę na szyi od cięcia mieczem a potomkowie Lucaria bliznę na ramieniu. Z tych niedoskonałości nasza energia wydobywa się na zewnątrz. - Mówił podekscytowany. - A to wszystko dzięki tej dwójce. Można by rzec, że zdobyli oni moc tych tancerzy śmierci, którą dalej przekazali potomstwu.
- Czemu są tu tylko potomkowie Aaróna? Co stało się z całą resztą od Lucario.
- Nic. Jest ich po prostu mało. Z resztą moc nie wszyscy dziedziczą. Nie do końca wiadomo jak to się odbywa. - Urwał. - Jakieś jeszcze pytania?
- Nie, dzięki. To na razie wszystko.
- Świetnie. - Uśmiechnął i położył się całym ciężarem na chłopaku.
Po
kilku sekundach Leon usłyszał głos trenera, kończący piekło,
które właśnie przeżywał. Dez zszedł z jego pleców a on powoli
złączył nogi i zaczął nimi potrząsać.
- Jeszcze się na nim odegram. - Powiedział Leon pod nosem i wstał.
- Potrząsamy rękoma i nogami. - Oznajmił trener wykonując chaotyczne ruchy kończynami. - Przejdziemy teraz do uwolnienia odoku. Leon!- Krzyknął przez salę. - Ty ćwicz zwykłe piruety.
Chłopak
kiwnął głową.
- Tylko po kolei. - Zwrócił się ponownie do grupy. - Nie chcę żeby wszystko nagle runęło.
Podszedł
do jednej z tancerek i kiwnął na nią głową, dając znak by
zaczynała. Dziewczyna wykonała pewną kombinację jazzową. Wokół
niej ukształtowała się czerwona smuga energii. W pewnym momencie
stanęła w czwartej pozycji jazzowej i weszła w piruet a
la seconde. Wykonała ich pięć. Później noga zeszła na passé,
ręce zgięła w łokciach i skierowała je ku górze. Głowę
przechyliła w tym samym kierunku. Kręcąc się tak energia wokół
niej mocno zawirowała i zgęstniała. Otoczyła tancerkę całą
tak, że nie było jej widać - tylko jej cień. Nagle zaczął się
formować kształt. Wytworzyły się trzy bardzo gęste poziome
linie. Zaczęły się zwijać ku górze. Kiedy dotarły do
najwyższego punktu na jaki energia wystrzeliwała, przybrały
odpowiedni kształt. Wyłoniły się trzy węże. Reszta materiału
uformowała dalsze części ciała bestii. Kiedy dziewczyna przestała
kręcić piruety kreatura była już gotowa. Była to trzygłowa
hydra. Cała czerwona stała tuż za dziewczyną.
Leon był zachwycony. Nie mógł pozbierać szczęki z podłogi.
- Tylko nie połknij muchy. - Rzucił sucho Dez.
Leon zamknął buzię i przyjrzał się dokładniej hydrze. Było to
przecież jedno z odoku. Nie wyobrażał sobie tego tak, jak to wtedy
zobaczył. Myślał, że uformuje się prawdziwe zwierzę o żywych
kolorach. Tym czasem była to zbieranina energii o kształcie danej
istoty. Mimo to nie był rozczarowany. Pierwszy raz zobaczył na
swoje oczy formowanie się odoku.
- Dobrze. Musisz pamiętać tylko byś wchodziła na wyższe relevé. Wtedy cała energia będzie miała potężniejsze ujście. - Dał trener kilka rad tancerce.
Przechodził
tak od osoby do osoby. Odoku przyjmowały różne formy. Pojawił się
krokodyl, czapla a nawet wilkołak.
W
końcu przyszła pora na Deza. Wykonał swoją kombinację jazzową
kończącą się serią piruetów. Tak samo jak w poprzednich
przypadkach zawirowała wokół niego czerwona energia. Po chwili
ukształtował się ogromny rekin młot, który zaczął lewitować
wokół swojego stwórcy. Leon pochwycił spojrzenie Deza. Jego mina
była dumna. Nie ma się czego dziwić. Jego odoku robił niemałe
wrażenie. Był ogromny. Zęby ostre, kuły od samego spojrzenia.
Mocny ogon przecinał powietrze.
- Wszystko dobrze. - Powiedział trener. - Opanowałeś to idealnie.
- Opanował, bo w tej kombinacji nie potrzebował piruetu a la seconde. - Mruknął pod nosem Leon.
Dez
był już ostatnim z Dansurai. Teraz przyszła kolej na Leona. Trener
zwrócił się w jego stronę.
- Pokaż mi co potrafisz.
- Ale ja nie potrafię tego zrobić. Nie jestem tym, czym oni. - Wyjaśniał.
- Nie chodzi mi o odoku. Pokaż piruety, które potrafisz zrobić.
Leon kiwnął głową i stanął w czwartej pozycji jazzowej, w plié z
lewą nogą z przodu. Zrobił zamach rękoma i zakręcił piruet z
nogą na cou-de-pied.
Po
wykonaniu kilku w tej pozycji przeniósł nogę na passé. Kiedy jego
prędkość malała wyprostował nogę i przeszedł do fouette
pomagając sobie rękoma przechodzącymi z drugiej do pierwszej
pozycji klasycznej. Kolejne piruety były z nogą prostą a la
seconde. Mógł je kręcić do końca dnia, lecz chciał coś jeszcze
pokazać. Nogę podciągnął wyżej i złapał ją rękoma kiedy
była w linii prostej z drugą. Był to piruet połączony ze
szpagatem. Potem znów wrócił do a la seconde by nabrać prędkości.
Następnie nogę zostawił z przodu w attitude a ręce w trzeciej i
pierwszej pozycji.
Chyba czas już kończyć. - Pomyślał.
Chyba czas już kończyć. - Pomyślał.
Złożył
nogę na passé a ręce sprowadził do pozycji przygotowawczej.
Następnie wyprostował nogę na 45* a ręce powoli podniósł do
trzeciej pozycji, tym samym zwiększając swoją prędkość.
Zakręcił tak z pięć piruetów. Przy ostatnim wszedł wysoko na
relevé co sprawiło, że jego prędkość zmalała. Kiedy znalazł
się naprzeciw Flaminga, zszedł z powrotem do pozycji czwartej. Tym
ruchem zakończył całą demonstrację.
Trener
pokiwał głową.
- Wiedziałem co robiłem biorąc cię pod swoje skrzydła. Świetnie. Jedna rzecz tylko. - Ułożył ręce w pierwszą pozycję klasyczną. - Łokcie lekko lecą ci do dołu, ale to takie malutkie niedociągnięcie. - Mrugnął do chłopaka. - Wracamy do treningu. - Zwrócił się do wszystkich tancerzy.
Leon zauważył, że wszyscy Dansurai uważnie go obserwowali. Nie widział
jednak w ich spojrzeniu krytyki czy nienawiści a podziw.
-
Coś czuję, że się dogadamy. - Powiedział cicho do siebie i
wrócił do treningu.
***
Nadszedł
długo wyczekiwany dzień. W całej Akademii panowało zamieszanie.
Wszędzie można było usłyszeć rozmowy uczniów drugiego roku
nauki, dyskutujących o swoich filmowych wizytówkach.
Akihiko
szedł głównym korytarzem. W ręku kurczowo trzymał swojego
pendrive'a z filmem. Bardzo się starał by jego wizytówka była
wyjątkowa i by ją wszyscy zapamiętali. Zadbał o scenografię, o
układ, o strój, może nie w sposób warty pochwały, ale był.
Zżerała go ciekawość co pomyślą o filmie inni uczniowie i
wykładowcy, wraz z dyrektorem. Pochwalą go czy może jednak
skrytykują? Był ciekaw także wizytówek reszty jego znajomych.
Shingo, który pomagał mu w montażu, nie wyjawił ani fragmentu
swojej choreografii.
Nie
wiedząc kiedy, znalazł się przy drzwiach do sali wykładowej. Były
otwarte na oścież. Wszedł do środka.
Sala
była ogromna. Kształtem przypominała półkole. Ławy były
ustawione w stronę lady wykładowcy, do której prowadziły schody.
Akihiko
zszedł po stopniach i po chwili znalazł się na dole sali. Na
wielkim ekranie zawieszonym nad ladą tkwił napis „Podpisane
pendrive'y proszę o umieszczenie w koszyku. Dziękuję.” Akihiko
postąpił według instrukcji i podążył w kierunku swojego
miejsca. Zauważył, że Shingo już na niego czekał. Przyjaciele
przywitali się po czym Akihiko zajął miejsce.
- Ile jeszcze czasu zostało?
- Z kilka minut.
Akihiko
rozejrzał się po sali. Większość miejsc była już pozajmowana.
Ostatnie osoby pojawiały się w drzwiach. Wśród nich wypatrzył
dyrektora. Był to starszy mężczyzna o siwych włosach spiętych w
kuca. Monokl na prawym oku dodawał mu powagi. Ubrany był w
elegancką koszulę i czarne spodnie. Obok dyrektora podążał jego
syn. Ludzie mówili o nim, jako że ma przejąć w przyszłości
zadania ojca. Wróżyli mu świetlaną przyszłość. Nie było się
tu w sumie czemu dziwić. Był on bardzo inteligentny i utalentowany.
Od razu kiedy skończył Akademię Dansurai zaczął w niej nauczać.
Jego koronnym stylem był breakdance. Jego ojciec, mimo posady
dyrektora wciąż nauczał klasyki.
Co
za drwina losu. Pomyślał Akihiko. Ojciec baletmistrz, syn b-boy.
Reszta
nauczycieli weszła do sali. Drzwi się zamknęły i wszyscy zajęli
swoje miejsca. Dyrektor wstał i poczekał aż gwar ustąpił.
Następnie przemówił.
- Witam wszystkich bardzo serdecznie w tym jakże ciekawym dniu. Wiem dobrze, że bardzo staraliście się podczas wykonywania swoich tanecznych wizytówek. Szybko przedstawię jaki jest plan wyświetleń. Kolejność będzie losowa a losować pendrive'y będę ja. Każdy nośnik powinien być podpisany, a plik w formacie mp4. W wizytówce samego tańca ma być co najmniej czterdzieści sekund. Będą oceniane: choreografia, czystość stylu, scenografia, jakość nagrania, kostiumy oraz efekt ogólny. To tylko tak dla przypomnienia. Oceniać będę ja oraz zebrane tu grono pedagogiczne. Czy może są jakieś pytania? - Rozejrzał się po sali. - Znakomicie. W takim razie zaczynajmy. - Włożył rękę do koszyka i wylosował pierwszego pendrive'a. - Mitsubishi Rukia.
No
i się zaczęło. Prezentacja następowała po prezentacji. Akihiko
stwierdził, że wszyscy się bardzo postarali. Wizytówki były
wykonane naprawdę na wysokim poziomie. Mógł teraz dokładniej
przyjrzeć się umiejętnościom reszty uczniów. W prezentacjach co
prawda pokazane zostały tylko najlepsze ruchy i największe zalety
tancerzy, ale to także ukazuje co tak naprawdę są w stanie
wykonać.
Taniec
przed kamerą a przed publiką wielce się różni. Przed
publicznością masz tylko jedną szansę na dobre odtańczenie
choreografii i przekazanie całej historii w taki sposób, aby była
zrozumiała. Przed kamerą, jeżeli materiał nie jest transmitowany
na żywo można powtórzyć próbę, wyciąć komputerowo niepożądane
elementy. Wszystko po to, by pokazać swój warsztat jako idealny,
ponieważ można do niego w każdym momencie wrócić i
przeanalizować.
Każdy
Dansurai w małym stopniu użył swojej energii do stworzenia
powalających obrazów. Wyjątkiem był Shingo, który nie użył w
ogóle mocy Dansurai. Nadeszła jego kolej.
Film
jak w większości przypadków rozpoczął się imieniem i nazwiskiem
choreografa, rodzajem stylu oraz tytułem utworu i jego wykonawcą.
Akihiko usłyszał znaną mu piosenkę Ambera Runa „I Found”.
Shingo pokazywał mu ten utwór już miesiąc wcześniej. Do tego
często nucił jej słowa pod nosem wykonując małe ruchy. Było
pewne, że właśnie do tej piosenki wykona choreografię.
Kiedy
strony tytułowe minęły pojawił się Shingo na tle morza, na
wschodnim brzegu wyspy. Wpatrywał się w horyzont. Wschodzące
słońce oświetlało mu twarz. Rozbrzmiały pierwsze słowa
piosenki. On jednak na to nie reagował. Zajęty był tylko myślami.
Pierwszy ruch wykonał dopiero na słowa drugiej strofy. Zgiął lewą
nogę a prawą sunął po piachu w bok. Rękami wykonał ruch jakby
coś od siebie odpychał. Nagle złapał się za pierś, szarpnął
za bluzę i upadł na prawe udo i łydkę.
Można
opisywać choreografię pod względem techniki i kolejności
następujących ruchów. To jednak wiele nie wnosi. Należy odczytać
myśli choreografa, przeżyć to samo, co on kiedy tworzył układ.
Domyślić się co chciał przez to przekazać.
Akihiko
dobrze znał Shingo. Poznali się dwa lata wcześniej kiedy dostali
się do Akademii Dansurai. Usiedli razem w ławie i tak rozpoczęła
się ich przyjaźń. Shingo zawsze był nieśmiały i łagodny.
Kompletnym przeciwieństwem jest Akihiko, który spokojem nie
grzeszy. Obaj świetnie się wypełniają. Oddają sobie część
swoich charakterów, tak że Shingo stał się bardziej śmiały a
Akihiko zaczął najpierw myśleć, a dopiero potem robić. Dzięki
temu, że znają się tak dobrze, chłopakowi jest łatwiej zrozumieć
co chce przekazać Shingo w swojej choreografii.
Chłopak
dobrze oddawał emocje bohatera w układzie. Widać było, że się
miotał, błąkał, nie wiedział co zrobić. To robił przejścia na
piachu, to skakał szpagatowy.
Kiedy
druga strofa się skończyła zmieniła się sceneria, a także strój
chłopaka. Będąc na plaży, ubrany był w zwyczajne, młodzieżowe
ubrania. Teraz natomiast był w samych szortach. Znajdował się w
dużym pokoju. Na ściany rzucony został obraz spod powierzchni
wody. Padał on także i na chłopaka co sprawiało wrażenie jakby
był jej częścią. Przeniósł nas w ten sposób na dno oceanu.
Rozpoczął
się refren. Choreografia w tym momencie przyspieszyła. Widać, że
Shingo bardzo dokładnie wsłuchał się w piosenkę. Zaznaczał
wiele dźwięków. Tańczył zarówno do bitu jak i do słów.
Oddawał się w tej części całkowicie. Akihiko stwierdził, że
chłopak, którego historię tańczył Shingo tęskni za kimś.
Dlatego cała prezentacja rozpoczęła się wpatrywaniem w horyzont.
Ta osoba jest tak daleko, tak niedostępna jak dno oceanu.
Do
drugiej zwrotki tańczył ponownie w swoim poprzednim ubraniu.
Zmieniła się jednak sceneria. Znajdował się na statku. Akihiko tę
część interpretował jako próbę dotarcia do tej osoby. Coś
jednak trzymało chłopaka na miejscu i nie pozwalało chwycić za
ster. Ostatecznie decyduje się zrezygnować z podróży. Chwyta linę
i zwiesza się po niej na pomost.
Prezentacja
kończy się wolnymi dźwiękami i ponownym powrotem do pierwszej
sceny prezentacji. Znów szuka w horyzoncie pociechy, szczęścia i
nadziei, że w końcu kiedyś znów spotka się z tą osobą.
Na
sali rozbrzmiały brawa jak po każdej prezentacji.
- To była prezentacja Hatoyamy Shingo. Przechodzimy do kolejnej. - Prowadził dalej dyrektor pokaz.
- Shingo? - Zagadał Akihiko.
- Tak?
Nastąpiła
chwila ciszy.
- Tak. - Odparł sucho Shingo.
- Wiedziałem. - Ucieszył się Akihiko. - Bardzo dobrze odegrałeś rolę zakochanego chłopaka. Nawet jeżeli bym cię nie znał, mógłbym w to uwierzyć.
- Wiesz co? - Zwrócił się Shingo do sąsiada. - Dzięki bardzo za docenienie mojej pracy, ale musisz jeszcze popracować nad sposobem przekazania pochwały, żeby czasem nie powiedzieć czegoś za dużo. - Odwrócił się w stronę ekranu by obejrzeć dalsze prezentacje.
Co
go ugryzło? Zastanawiał się Akihiko. Shingo poznał Yōko wiele
lat temu. To ona zaraziła go miłością do tańca. Z czasem i
między nimi coś zakwitło. Miłość jednak nie była im pisana.
Dwa lata temu Shingo odkrył w sobie moc Dansurai. Postanowił więc
ją rozwijać na Yamakage. Prosił aby Yōko wyjechała razem z nim.
Ona jednak się nie zgodziła. Shingo udał się na wyspę gdzie
zaczął poznawać moc Dansurai. Początkowo codziennie rozmawiał z
Yōko. Pewnego razu jednak przestała odbierać od niego telefony.
Jedynym czasem na wyspie kiedy studenci mogli ją opuścić były
wakacje. Tak więc w pierwsze lato od rozpoczęcia nauki wrócił do
Tokio. Widział się z nią. To jednak nic a nic mu nie pomogło.
Yōko zrobiła mu awanturę, że ją zostawił, mimo iż wyraziła
zgodę aby pojechał się szkolić. Po kilku burzliwych dniach wrócił
na wyspę, gdzie aż do końca lata ćwiczył samodzielnie oddając
się tańcu bezgranicznie. Od tamtej pory nie widział już Yōko.
Powinien dać sobie z nią spokój, zamknąć przeszłość i
spojrzeć na otaczającą go rzeczywistość. Zawsze może na mnie
liczyć, ale sam jemu nie pomogę. Także on musi się w to
zaangażować.
- Kolejna prezentacja. Kyubei Akihiko.
Na
ekranie pojawiły się napisy: „Contemporary choreography by Kyubei
Akihiko. Music by Seinabo Sey <Hard Time>”
Choreografia
była dzika. Dosłownie. Inspiracją do jej stworzenia był dla
Akihiko film „Tarzan: Legenda”, który ostatnio oglądał wraz z
Shingo.
Na
ekranie pojawił się Akihiko. Miał na sobie wcześniej zdobyty
strój. Była to kamizelka z długimi frędzlami zarzucona na czarną
podkoszulkę z dużym trójkątnym dekoltem. Podobnego koloru były
spodnie. Cały wizerunek dopełniły koralikowe bransoletki i duży,
nieforemny naszyjnik.
Kamera
krążyła wokół chłopaka. Zatrzymała się przed nim tuż przed
rozpoczęciem choreografii. Na ostatnie słowo wersu podniósł głowę
i zaczął swój mroczny, mistyczny pokaz. Pierwsze ruchy wykonał
klatką piersiową. Wyglądało to tak jakby zaraz miała oddzielić
się od ciała i zacząć żyć swoim własnym życiem. Na początku
przypominał wściekłą małpę próbującą zniszczyć wszystko na
swojej drodze. Mimo iż nie miał ogona to zasięg postaci, którą
grał pokazał za pomocą rozciągnięcia. Z gracją podniósł nogę
wysoko jak małpa skacze z gałęzi na gałąź, by potem zgiąć ją
w kolanie, wraz z flexem w stopie i pokazać zmienność natury
zwierzęcia. Zawarł w swojej choreografii dużo wysokości ruchu.
Mianowicie raz tańczył wyciągnięty jak najbardziej ku górze, by
potem szybko zejść na kolana i dalej poruszać się jak goryl.
Nadawało to dynamiki tańca.
W
muzyce pojawiły się nowe bity. Akihiko tańczył teraz głównie w
pozycji pionowej. Wykonał serię piruetów, przechodząc od a la
seconde, przez passé aż do
tylnego attitude. W tle, skrzydłami machał ogromny nietoperz
stworzony z energii. Był to odoku Akihiko. Doskonale wkomponował
się w klimat opowieści.
Kiedy
choreografia zbliżała się ku końcowi nietoperz stanął za
chłopakiem i zasłonił go skrzydłami. Następnie rozpostarł je by
wyrzucić pokłady energii. Tym efektem zakończył się pokaz
wizytówki Akihiko.
Na
sali rozbrzmiały brawa. Chłopak rozejrzał się. Kilku kolegów
kiwało głowami z aprobatą, u innych z ruchów ust wyczytał słowo
„Wow”.
- To była wizytówka Kyubei'ego Akihiko.
Resztę
prezentacji chłopak przesiedział myśląc o tym jak dużo punktów
dostanie za swoją prezentację. Był tak pewny siebie, że uważał,
że nikt nie zrobił lepszej wizytówki niż on.
Zawarłem
w niej wszystko co mogłem. Myślał. Wcieliłem się w postać,
która wielu z obecnych nie mogłoby się przyśnić! Wykorzystałem
swojego odoku w rewelacyjny sposób! Wybrałem ciężki, ale i piękny
teren do zatańczenia choreografii! Zdobyłem strój z najwyższej
półki! To po prostu mi się należy!
Spojrzał
na Shingo.
Jak
on może tak spokojnie czekać na wyniki? Zastanawiał się. Z chęcią
bym podszedł do dyrektora i się po prostu zapytał.
- Ogłoszenie wyników. - Zwrócił się dyrektor do studentów. - Zaczniemy od najlepszej prezentacji.
Akihiko
potarł dłonie z podekscytowania.
- Należy ona do...
Nie
wytrzymał i wstał z emocji.
- … Hatoyamy Shingo!
- Tak! - Wrzasnął Akihiko. - Zaraz, co? - Emocje podekscytowania gwałtownie opadły.
- Chyba wybrali moją prezentację. - Powiedział powoli Shingo wstając.
Wszyscy
patrzyli na Akihiko jak na idiotę. Ten żeby zachować resztki
godności zaczął bić brawo i zachęcał resztę by też wstali.
Udało mu się. Shingo otrzymał owacje na stojąco i teraz to on
stał się główną atrakcją danej chwili.
- Tak. Gratuluję Shingo-kun. Wróćmy jednak do ogłoszenia dalszych wyników. - Kiedy wszyscy zajęli miejsca kontynuował. - Wyróżniliśmy dziewięć prezentacji. A należą one do...
Dyrektor
po kolei wymieniał imiona i nazwiska studentów. Akihiko jednak nie
doczekał się prestiżu usłyszenia swojego nazwiska w pierwszej
dziesiątce, potem dwudziestce a nawet pięćdziesiątce.
- Musieli się pomylić. - Mruknął pod nosem.
- Wyczytam teraz osoby, które nie zaliczyły projektu i będą musiały go ponownie wykonać na za tydzień. A są to...
Akihiko
był już pewny, że znajdzie się w tej grupie. Swojego nazwiska
jednak i tutaj nie usłyszał.
- Przepraszam. - Wstał. - Bo mnie pan dyrektor nie wyczytał.
- Niemożliwe. A jak się nazywasz?
- Kyubei Akihiko.
Dyrektor
spojrzał w dokumenty znajdujące się przed nim.
- A tak. Przepraszam. Rzeczywiście minąłem. Akihiko-kun, ty też znajdujesz się w grupie osób, które nie zaliczyły zadania.
Po
plecach chłopaka przebiegł dreszcz. Ręce zaczęły mu się trząść.
Przed oczami zrobiło mu się ciemno.
- Jak... to...? - Wydukał. - Czemu?
- Proszę zostać po wykładzie to dokładnie to omówimy...
- Nie! - Przerwał. - Przepraszam, ale chcę teraz... już... wiedzieć czemu moja wizytówka nie została zaakceptowana. Włożyłem dużo wysiłku w jej zrobienie i uważam, że jest nawet lepsza od wielu pozostałych.
- Zgadzam się. Jest ona bardzo dobra. Mógłbym się nawet zastanowić nad przyznaniem jej pierwszego miejsca.
- To czemu jestem w grupie osób, które odrzucono?!
- Bo złamałeś prawo by ją stworzyć! - Wrzasnął dyrektor na całą salę. Chłopaka zamurowało. - Akihiko-kun, - zaczął spokojnie. - włamałeś się do sklepu, by wykorzystać strój do prezentacji. Takie działanie jest niedozwolone. Masz szczęście, że właścicielka sklepu zgłosiła to mi. Ze względu na to, że to ty ukradłeś strój nie zaliczam tobie tego zadania. Jeżeli będziesz się ze mną sprzeczał to do grupy oblanych może dołączyć jeszcze jedna osoba. Dokładnie przemyśl co chcesz powiedzieć.
Akihiko
zerknął kątem oka na Shingo. Ten nerwowo machał palcami u rąk.
- Masz mi coś jeszcze do powiedzenia? - Zapytał dyrektor.
- Nie. - Odparł chłopak. - Za tydzień będzie gotowa. - Usiadł ciężko na miejscu.
Na
sali rozbrzmiały pomruki i szepty. Akihiko ponownie stał się
obiektem rozmów studentów.
- Dzięki. - Szepnął Shingo.
Akihiko
spojrzał na sąsiada po czym wziął swoje rzeczy i wyszedł z sali.
***
Karina
odzyskała przytomność, lecz nie otwierała jeszcze oczu. Czuła na
twarzy promienie słońca. Pozwoliła sobie chociaż przez chwilę
delektować się ich ciepłem. Do jej uszu dochodziły dźwięki
plusków wody. Czuła, że nie znajdowała się na stabilnym gruncie.
- A jeżeli to jednak nie sen? - Mruknęła pod nosem wciąż pozostawiając oczy zamknięte, w nadziei, że się jednak myli.
- Ogenki desu ka? - Usłyszała męski głos.
Coś
jest nie tak.
Z
trudem otworzyła oczy. Powieki ciążyły jej jak ołów. Od razu
tego pożałowała. Głowa zabolała ją niemiłosiernie. Chwyciła
się ręką za czoło i wydała cichy jęk.
- Iie. Yasumuyō. - Usłyszała ponownie głos w obcym dla niej języku. Postanowiła zaufać jego głębi i od razu zasnęła.
czwartek, 19 maja 2016
Piruet a la seconde
Piruet a la seconde - termin oznaczający rząd tanecznych pas
przypominających obracającego się bąka. Są to
obroty na palcach, w czasie obrotu pracująca noga “zamachuje się”, przechodzi z pozycji zamkniętej w otwartą, zostaje jednak wyprostowana i krąży cały czas po jednym torze wokół tancerza. W momencie gdy tancerz jest w pozycji zamkniętej schodzi w demi-plié (pół ugięcie). Następnie wchodzi na relevé i pozycja znowu się otwiera.
~ Wikipedia
Relevé
Relevé – podniesienie się tancerza (tancerki) na pół palce lub
palce, może także oznaczać podniesienie wyprostowanej nogi na wysokość
90° w różnych kierunkach.
~ Wikipedia
Pas de bourrée
Pas de bourrée – miękkie, ostre lub łączne kroki, wykonywane z przemianą
nogi lub bez, we wszystkich kierunkach, również z obrotem. Podstawową
formą jest p. de b. simple – krzyżowe przestępowanie z nogi na nogę (np.
w wariacji w Rajmondzie Głazunowa). W czasie przestępowania wolna noga
wyraziście podnosi się sur le cou de pied.
~ Wikipedia
Pozycje jazzowe stóp
Pozycja pierwsza
Stopy są ustawione w jednej linii, pięty są złączone, a palce skierowane w przód.
Pozycja druga
Stopy są również ustawione w jednej linii, z palcami skierowanymi w przód, przy czym pięty znajdują się w odległości ok. jednej stopy od siebie.
Pozycja trzecia
Palce stóp skierowane są w przód. Stopy ustawione są w dwóch liniach. Patrząc z przodu, widzimy obie stopy, ustawione do siebie równolegle. Jedna jest wysunięta bardziej do przodu na odległość około jednej stopy.
Pozycja czwarta
Palce stóp są również skierowane w przód, ale stopy ustawione są w dwóch liniach. Patrząc z przodu, widzimy obie stopy, ustawione do siebie równolegle. Pięta jednej ze stóp powinna być na wysokości połowy drugiej stopy.
Stopy są ustawione w jednej linii, pięty są złączone, a palce skierowane w przód.
Pozycja druga
Stopy są również ustawione w jednej linii, z palcami skierowanymi w przód, przy czym pięty znajdują się w odległości ok. jednej stopy od siebie.
Pozycja trzecia
Palce stóp skierowane są w przód. Stopy ustawione są w dwóch liniach. Patrząc z przodu, widzimy obie stopy, ustawione do siebie równolegle. Jedna jest wysunięta bardziej do przodu na odległość około jednej stopy.
Pozycja czwarta
Palce stóp są również skierowane w przód, ale stopy ustawione są w dwóch liniach. Patrząc z przodu, widzimy obie stopy, ustawione do siebie równolegle. Pięta jednej ze stóp powinna być na wysokości połowy drugiej stopy.
~ Wikipedia
Pozycje baletowe stóp
Pozycja pierwsza
Stopy są ustawione w jednej linii, pięty są złączone, a palce skierowane w przeciwnych kierunkach.
Pozycja druga
Stopy są również ustawione w jednej linii, z palcami skierowanymi w przeciwnych kierunkach, przy czym pięty znajdują się w odległości ok. jednej stopy od siebie.
Pozycja trzecia
Palce stóp skierowane są w przeciwnych kierunkach, podobnie jak w pozycji pierwszej. Jedna stopa stoi przed drugą w ten sposób, że patrząc z przodu widzimy dwie kostki jedna za drugą. Według niektórych szkół pięta stopy stojącej z przodu może być nieco bliżej palców stopy tylnej, tzn. przednia pięta może stać w połowie tylnej stopy.
Pozycja czwarta
Palce stóp są również skierowane w przeciwnych kierunkach, ale stopy ustawione są w dwóch liniach. Patrząc z przodu, widzimy jedną stopę ustawioną za drugą – za palcami przedniej stopy stoi pięta tylnej i odwrotnie. Odległość pomiędzy stopami powinna być nieco większa od długości stopy.
Pozycja piąta
Stopy stoją jedna przed drugą, z palcami skierowanymi w przeciwnych kierunkach. Palce jednej stopy dotykają pięty drugiej i odwrotnie.
Pozycja szósta
W tej pozycji palce stóp skierowane są w tym samym kierunku, stopy stoją obok siebie, stykając się piętami i palcami.
Pozycja siódma
Stopy są ustawione w dwóch liniach jak w pozycji czwartej, z tym że jedna pięta znajduje się za drugą.
Stopy są ustawione w jednej linii, pięty są złączone, a palce skierowane w przeciwnych kierunkach.
Pozycja druga
Stopy są również ustawione w jednej linii, z palcami skierowanymi w przeciwnych kierunkach, przy czym pięty znajdują się w odległości ok. jednej stopy od siebie.
Pozycja trzecia
Palce stóp skierowane są w przeciwnych kierunkach, podobnie jak w pozycji pierwszej. Jedna stopa stoi przed drugą w ten sposób, że patrząc z przodu widzimy dwie kostki jedna za drugą. Według niektórych szkół pięta stopy stojącej z przodu może być nieco bliżej palców stopy tylnej, tzn. przednia pięta może stać w połowie tylnej stopy.
Pozycja czwarta
Palce stóp są również skierowane w przeciwnych kierunkach, ale stopy ustawione są w dwóch liniach. Patrząc z przodu, widzimy jedną stopę ustawioną za drugą – za palcami przedniej stopy stoi pięta tylnej i odwrotnie. Odległość pomiędzy stopami powinna być nieco większa od długości stopy.
Pozycja piąta
Stopy stoją jedna przed drugą, z palcami skierowanymi w przeciwnych kierunkach. Palce jednej stopy dotykają pięty drugiej i odwrotnie.
Pozycja szósta
W tej pozycji palce stóp skierowane są w tym samym kierunku, stopy stoją obok siebie, stykając się piętami i palcami.
Pozycja siódma
Stopy są ustawione w dwóch liniach jak w pozycji czwartej, z tym że jedna pięta znajduje się za drugą.
~ Wikipedia
wtorek, 17 maja 2016
ROZDZIAŁ2
- Styczniowa... to już niedaleko.
Leon szedł ulicą rozglądając się za studiem Flaminga. Było już
kilka dni po wygranym turnieju. Emocje nieco opadły i trzeba było
zacząć się zastanawiać nad daną mu propozycją. Długo nad tym
myślał. Jednak, mimo ostrzeżeń Nadii zdecydował się na trening
pod okiem mistrza. Postanowił sobie, że nie zmieni się za bardzo.
Nadal pozostanie tym samym Leonem.
Wyrósł
przed nim budynek. Był on zbudowany w starym stylu w jakim budowano
w przedwojennej Warszawie. Gdyby nie napis „Studio” i adres –
Styczniowa 27, miałby problemy z trafieniem.
Wszedł
od środka.
Długi
korytarz ciągnął się przed nim. Oświetlało je słabe światło
z jarzeniówek. Na czarnych ścianach po obu stronach wisiały obrazy
tancerzy w różnych pozach. Rozpoznał niektórych z nich takich jak
PacMan, Charles Weidman. Zatrzymał się jednak przy jednym obrazie.
Wykonane było w czarno-białych kolorach. Przedstawiało ono
tancerkę ubraną w jasną, rozwianą sukienkę. Stała na jednej
nodze. Druga zaś była wysunięta do przodu na flexie. Jej klasyczna
dłoń była wysunięta w górę. Tancerka miała czarne włosy.
Patrzyła w dal. Jej twarz ujawniała przeżywane emocje. Światło
padało na nią z góry. Leon od razu rozpoznał kim była ta osoba.
- Martha Graham. - Usłyszał za sobą głos. Odwrócił się. Stał za nim nie kto inny jak Nicolas Flaming. - Wielka osoba. Była prekursorem tańca nowoczesnego. Jej szkoła wciąż działa w Ameryce. Tańczyłem tam pewnego czasu. „Great dancers are not great because of their technique,...”
- „... they are great because of their passion.” - Dokończył Leon.
- Dokładnie. Cieszę się, że jednak zdecydowałeś się przyjść. - Wskazał ręką w stronę, w którą kierował się chłopak. - Chodźmy. Pokażę co i jak.
Na
końcu korytarza znajdowała się recepcja. Za ladą siedział
chłopak o blond włosach. Był zajęty jakimiś dokumentami. Kiedy Leon i Flaming podeszli do niego podniósł wzrok. Jego oczy były
koloru brązowego a spojrzenie głębokie. Co zdziwiło Leona zauważył
w nim o drobinę strachu.
Blondyn
wstał.
- Mogę coś dla pana zrobić? - Skierował swoje słowa do Flaminga nie spuszczając wzroku z Leona.
- Tak. Załóż kartę członkowską temu oto artyście. Wszystkie informacje masz w dokumentach w pierwszej szufladzie. Przygotuj jego własną szafkę i „starter pack”. Ja w tym czasie oprowadzę go po szkole.
- Oczywiście. Już się za to zabieram.
- Dziękuję. - Odparł Flaming i ruszył wraz z Leonem korytarzem znajdującym się po prawej stronie od recepcji.
- Coś z nim jest nie tak? - Spytał chłopak trenera.
- Z Conradem? Nic. Dlaczego pytasz?
- A tak jakoś. Nie ważne.
Przechodzili
obok drzwi, za którymi kryły się poszczególne sale taneczne.
- Głównie tutaj będą odbywać się treningi. - Wskazał na salę numer trzy. - Na początku będzie ci ciężko przystosować się do innych tancerzy z wiadomego powodu, ale to minie. Ty ich zaakceptujesz a oni ciebie. Nic na pewno ci się nie stanie dopóki tu jestem. Idź teraz do Conrada. Zaprowadzi cię do szatni. Jak się przebierzesz to zapraszam na salę. - Wszedł i zamknął za sobą drzwi a Leon udał się tam gdzie mu wskazał.
Conrad
siedział za ladą. Kiedy zobaczył Leona poderwał się na równe
nogi.
- Proszę. - Wysunął rękę. - Oto kluczyk. Starter Pack czeka już w pana szafce. Proszę za mną. Zaprowadzę. - Mówił prędko jakby chciał mieć to już za sobą. Leon nie wiedział co o tym sądzić. Recepcjonista wyglądał jakby się jego bał.
- Dziękuję. - Odparł.
Conrad
skrzywił się lekko, lecz potem wstrząsnął głową jakby się
przesłyszał.
Szatnie
znajdowały się w korytarzu po lewej stronie od recepcji.
- Męska po prawej. - Otworzył drzwi szatni i zaprosił tam Leona.
- Spokojnie. Dalej sobie poradzę. Dziękuję.
Conrad
ponownie się skrzywił, lecz tym razem nie wstrząsnął głową.
Chyba do niego dotarły słowa Leona.
- Nie ma za co. - Uśmiechnął się lekko. - Taka moja praca.
Oddalił
się z powrotem do recepcji.
- Dziwny typ. - Mruknął Leon i wszedł do szatni.
Strzeliło
w niego gorąco pary wodnej. Do uszu dobiegł głos plusków spod
pryszniców. Pomieszczenie było ogromne podzielone ścianami z
szafek.
Spojrzał
na swój kluczyk. „NO.544”. Przeszedł po kolei między szafkami
w poszukiwaniu swojej. Znajdowała się ona na końcu trzeciego
rzędu, tuż obok pryszniców. Po jej otwarciu, znalazł czarną
torbę ze złotymi paskami i napisem „Flaming Dance Complex” o
tym samym kolorze. Zajrzał do środka. Wewnątrz znajdowała się
jeszcze czarna bluzka na ramiączka z kapturem – znak rozpoznawczy
tancerzy Flaminga, czarne dresowe spodnie z niskim krokiem zwężane
ku nogawkom oraz biały t-shirt a na wszystkim tym znajdował się
napis sugerujący z jakiego studia tanecznego pochodził jej
właściciel.
- Starter Pack. - Powiedział pod nosem lekko rozbawiony.
Westchnął
i zaczął się przebierać. Założył nową bluzkę i spodnie.
Torbę, bluzę na ramiączka i swój plecak zostawił w szafce.
Zamknął ją za sobą i już miał odejść kiedy przypomniał sobie
o wodzie. Ponownie otworzył szafkę i zaczął szukać butelki z
napojem. Nagle usłyszał za sobą kroki. Kątem oka dostrzegł
wysokiego chłopaka z czarnymi zaczesanymi do tyłu włosami. Ubrany
był we „flamingowe” spodnie i t-shirt. W uszach miał kolczyki w
kształcie szpikulca. Po jego sylwetce widać, że kształtuje go nie
tylko taniec ale i siłownia.
Zatrzymał
się siedem szafek przed Leonem. Otworzył swoją i zostawił tam
jedynie torbę. Wodę wziął ze sobą. Kiedy schylał się Leon
zauważył, że miał bliznę na szyli. Otaczała ona cały kark,
jakby ktoś mocno zacisnął na nim linę.
Chłopak
zauważył, że jest obserwowany.
- My się chyba nie znamy. - Wyciągnął rękę. - Damian Edward Zakrzewski, ale ludzie mówią na mnie Dez.
- Leon. - Uścisnął dłoń.
- Rozumiem, że na zajęcia do Flaminga?
- Tak. Dzisiaj pierwszy raz.
- Domyślam się, bo ja też ćwiczę u niego i nie widziałem ciebie tu wcześniej. Możesz mi zdradzić jaki kształt ma twój odoku? - Wyszeptał.
- Odoku? - Zdziwił się Leon.
- Aaa... Czyli ty go jeszcze nie odblokowałeś. Wow, skoro tak to musisz świetnie tańczyć, że cię przyjął.
- To znaczy... tak... w sumie... - Przerywał co chwila.
- Zobacz. Ostatnio nauczyłem się piruetu z nogą otwartą a la seconde.
Dez
stanął pośrodku przejścia między szafkami w czwartej pozycji jazzowej, skierowany w stronę Leona. Wykonał pas de bourrée
i wszedł na relevé
robiąc zamach rękoma. Obrócił się raz za prawym ramieniem z nogą
na passé.
Następnie przeszedł do piruetów. Widać, że tańczył
nie od dziś. Mimo, że dopiero co opanował możliwy najtrudniejszy
piruet to wykonywał go technicznie nadzwyczajnie dobrze. Głowa
robiła szybkie skręty tak, że prawie nie spuszczał Leona z oczu.
W
tym momencie coś się wydarzyło. Blizna na szyli Deza zaczęła
świecić czerwonym światłem. Leon prędko odskoczył w tył.
- Co to jest?!
Dez
z powrotem złożył nogę na passé.
Podciągnął się jeszcze wyżej na relevé
i zszedł do czwartej jazzowej. Jego blizna z powrotem wróciła do
normalnego stanu.
- Co ma być czym? - Spytał zdezorientowany Dez.
- Czemu twoja blizna świeciła? - Otworzył szeroko oczy na te wspomnienie.
- Bo już tak mamy. - Urwał. - Czekaj. - Podszedł do Leona i obejrzał jego szyję. - Czemu ty nie masz blizny?
- A dlaczego miałbym mieć? Przecież nic sobie nie zrobiłem. - Leon był kompletnie zdezorientowany.
- Każdy Dansurai ma bliznę, skąd podczas tańca wydobywa się energia. Skoro jej nie masz to może znaczyć tylko jedno... jesteś zwykłym człowiekiem. - Zrobił minę jakby wszystko nagle stało się jasne.
- Wow. Przed chwilą mówiłeś, że muszę być naprawdę świetnym tancerzem skoro tu jestem. - Powiedział z lekką nutką zadzioru w głosie.
- Tancerzem może i jesteś, ale nami nigdy nie będziesz.
- Wami? A kim wy niby jesteście. - Zadrwił.
- Dansurai. Obrońcy krajów. Stawiani na równi z wojskiem.
- Obrońcy krajów... - Zaczął zastanawiać się Leon. - Chyba chodzi mu o Innych. - Powiedział pod nosem.
- Tak. - Warknął. - Tak nazywają nas ci wszyscy niewdzięczni ludzie. Nie wiem czy da się policzyć ile dla was zrobiliśmy. - Trzasnął szafką i odszedł.
Leon stał chwilę przyglądając się odchodzącemu chłopakowi.
Miał silny charakter. Zawsze umiał postawić na swoim. To jednak nie obierało mu zdrowego rozsądku. Wiedział kiedy należy odpuścić
Miał silny charakter. Zawsze umiał postawić na swoim. To jednak nie obierało mu zdrowego rozsądku. Wiedział kiedy należy odpuścić
- Dansurai... - Wyszeptał. - Nowy termin do słownika.
Zamknął
szafkę i ruszył w ślady Deza.
***
- Akihiko. Czemu nasze cienie nie wróciły? - Spytał Shingo idąc ulicą.
- Gdyby kogoś spotkały to by prędko wróciły nas poinformować. Tak to pewnie są już pod sklepem. O...! Patrz. - Wskazał na ścianę sklepu ze strojami karnawałowymi.
Znajdowały
się na niej dwie czarne masy. Kiedy podeszli bliżej cienie spłynęły
na chodnik a następnie wróciły na swoje miejsce - każdy do
swojego właściciela.
- A nie mówiłem? - Akihiko pochylił się nad przyjacielem. Był od niego wyższy o głowę. - Chodźmy. - Machnął ręką i podeszli bliżej do budynku.
Drzwi
sklepu były oszklone. Akihiko spojrzał przez szybę. W
pomieszczeniu panował mrok. Jedynym widocznym punktem było
niebieskie światełko alarmu.
- Masz ten klucz? - Spytał.
Shingo
pogrzebał w kieszeni i po chwili wyciągnął to o co pytał
Akihiko. Dał go koledze, który włożył go do drzwi. Już
przekręcał zamek kiedy Shingo nagle wypalił.
- A co z alarmem?
- Ach... - Westchnął z irytacją Akihiko. - Wszystko spokojnie. Jestem na to przygotowany.
Przekręcił
klucz w zamku. Odetchnął ciężko i otworzył drzwi. Od razu po
wejściu usłyszeli dźwięk sygnalizujący wkroczenie do budynku.
Podniósł klapkę, pod którą znalazł klawiaturę.
- 2,5,8,7,4,9. - Powiedział wystukując poszczególne cyfry.
Modem
przestał wydawać dźwięk a na ekranie pojawił się komunikat
„rozbrojone”. Shingo podszedł do kolegi.
- Skąd znasz hasło?
- Powiedzmy, że mój cień sięga daleko. - Mrugnął do kolegi chociaż nie był pewny czy to zobaczył. - Znajdź ten strój. Tylko nie włączaj światła. Nie chcemy by ludzie nabrali jakiś podejrzeń.
- Mam małą, słabą latarkę.
Akihiko
wyjął także swoją. Jej słabe światło oświetliło najbliższe
wystawy ubrań. Zaczął przeglądać: batman, spidermen, smok,
czarownica... Nic czego szukał.
Zadaniem
uczniów czwartego roku Akademii Dansurai było nagranie swojej
tanecznej wizytówki, w której samego tańca miało być co najmniej
minuta. To w jakim stylu i jakiej scenografii to nagrają było już
ich sprawą. Mieli pokazać swoje największe atuty i po prostu się
tanecznie przedstawić. Wiadomo, że sam pomysł na nagranie,
otoczenie, strój też były punktowane. Dlatego Akihiko szukał
czegoś niezwykłego.
Wdrapał
się na drabinę. W wyższych partiach sklepu także nic nie znalazł.
- Akihiko. - usłyszał głos kolegi. - Możesz tu podejść?
Wystraszył
się czegoś czy może faktycznie coś znalazł? Zastanawiał się.
Chłopak
skierował się w stronę, z której dochodził głos Shingo. Zdołał
go spostrzec w mroku po drugiej stronie sklepu.
- Masz coś? - Zapytał Akihiko, podchodząc.
- Patrz na to. - Wskazał na drzwi ukryte za wystawami.
- „Teledyski” - Przeczytał Akihiko. - To może być to.
Chwycił
za klamkę. Drzwi otworzyły się z łatwością. W pokoju nie widać
było ścian. Wszystko tonęło w ubraniach.
- Jak my coś tu znajdziemy? - Odezwał się Shingo i podszedł do pierwszej wystawy po jego prawej stronie. - Biała prześwitująca sukienka, czarne koronkowe topy i spodenki jeansowe. - Przeglądał ubranie po ubraniu. - A tutaj to są nawet pióra. Festiwal w Rio? - Zapytał drwiąc.
- Nie. Dział „R”. Kategoria „Rihanna”. - Wskazał na początek wystawy gdzie widniały tabliczki.
- Super, że tak to wszystko posegregowali, ale raczej wątpię, że będzie tu dział „rzeczy dla Akihiko”.
Ten
podszedł do wystaw po swojej lewej stronie.
- 30 Seconds to Mars... Adele... Beyoncé... Coldplay... To nie tu. Jeszcze dalej. Enrique Iglesias... Inna... Jessie J... Katerine... Lady Gaga... Adam Lambert... Jennifer Lo... - Zatrzymał się. - Chwila. Adam Lambert? Może to. - Zaczął przeglądać tę kategorię. - If I Had You... Whataya Want from Me... Another Lonely Night... Jest! Ghost Town.
- Znalazłeś? - Zapytał Shingo.
- Tak. - Odparł Akihiko i zdjął wieszak z wybranym strojem. - Idziemy.
***
Świtało.
Cienie powoli stawały się coraz krótsze. Jak zwykle nad ziemią
unosiła się mgła. Mimo to Karina dobrze wiedziała gdzie iść.
Znała ten teren dobrze jak własną kieszeń.
Mogłabym
zostać przewodnikiem polowań. Myślała. Przewodziłabym grupami
łowieckimi, pokazywałabym gdzie są dogodne miejsca do polowań,
doradzałabym jakiej broni używać, kiedy jest najlepszy termin na
polowanie. To jednak nigdy nie będzie miało miejsca.
Rodzina
Kariny nie należała do zamożnych. Ledwie wiązali koniec z końcem.
Musiała pomagać w domu i rzadko zdarzało się, że znalazła czas
dla siebie.
- Niedługo wymrzemy tak jak wy. - Zaśmiała się i spojrzała na swojego odoku.
Był
nim potężny smilodon, tygrys szablozębny - a raczej energia
uformowana w jego kształt.
Tygrys
mruknął.
- Co jest Tiger? Przecież wszystkie smilodony wymarły 10 tysięcy lat temu. Nie masz co za nimi płakać. Nawet ich nie znałeś.
Tiger
ponownie mruknął.
- Ach... - Westchnęła. - Widzę, że masz dziś gorszy dzień.
Szli
wybrzeżem wyspy. Mimo, że Karina nie przepadała za swoim życiem
cieszyła się, że mogła mieszkać właśnie tu – na wyspie
Vancouver. Przyroda była piękna a zwłaszcza o tej porze roku. To
jednak kryło swoją mroczną stronę. Rozpoczął się maj. A maj to
czas polowań na niedźwiedzie. Karina nigdy jeszcze żadnego nie
upolowała, chociaż miała szansę nie raz. Przyczyna była prosta.
Polować można tylko i wyłącznie na stare osobniki a jak ona jedna
mogłaby donieść do domu ponad trzysta kilogramów mięsa?
Preferowała wilki. A i takiego wilka łatwiej upolować niżeli
niedźwiedzia. Niestety nie miała licencji na broń palną. Tak więc
doskonaliła się w łucznictwie. Tej sztuki nauczył ją jej
dziadek. Jako myśliwy spędzał wiele czasu na łonie natury a
towarzyszyła mu jego wnuczka. To właśnie po nim odziedziczyła
zamiłowanie do łowiectwa.
Przystanęła
przy górce kamieni. Musnęła wierzchem dłoni piasek.
- Jest niedaleko. - Mruknęła.
Rozejrzała
się po okolicy. Drobne fale lekko obijały się o brzeg. Wiatr
poruszał drzewami. Wszystko wyglądało spokojnie, mimo to w okolicy
czaił się drapieżnik.
Ślady
łap prowadziły wzdłuż plaży.
Dziwne.
Pomyślała. Zwykle poruszają się w grupie.
Wstała
i stanęła twarzą do oceanu.
- Mogę sobie trochę pomóc. 5, 6, 7, i...
Wykonała
krótką kombinację ruchów. Energia wokół zawirowała a następnie
wniknęła jej w oczy. Ich kolor całkowicie zmienił się na
czerwony.
- Od razu lepiej. - Uśmiechnęła się.
Ruszyła
tropem wilka. Teraz dokładnie widziała ślady. W jej oczach
podświetlały się one na czerwono co było wręcz niemożliwe do
niezauważenia. Co jakiś czas patrzyła na Tigera. On jako czysta
energia wyglądał tak samo jak wcześniej.
Kariny
pasją niegdyś był taniec. Jej kolega Liam starszy był od niej
prawie dziesięć lat, lecz był na
tyle przyjacielski, że bariera wiekowa nie grała tu dużej roli.
Był choreografem. Pracował w mieście Vancouver na kontynencie. Co
któryś weekend przyjeżdżał na wyspę do Yuquot
by odpocząć. Karina oczywiście wykorzystywała to jak mogła.
Pytała się o jego zawód. Szybko pochłonął ją taniec. Liam
dawał jej wiele różnych zadań i stawiał jej drobne cele takie,
by jak wracał tydzień czy dwa później, ona potrafiła już to
wykonać. Dziewczyna miała takie zawzięcie, że osiągnęła
szpagat już po czterech miesiącach indywidualnych ćwiczeń.
Po
pół roku zauważyła coś dziwnego. Poczuła w sobie nieprzebrane
źródła energii. W końcu, pewnego razu, kiedy była sama w domu,
poniosło ją w tańcu. Światło błysnęło, energia się
zmaterializowała. Sama Karina bardzo się tego wystraszyła, miała
wtedy dopiero jedenaście lat. Domyślała się co się wtedy stało,
lecz postanowiła, że wstrzyma się z treningami na kilka dni, aż
do powrotu Liama. Kiedy wrócił na wyspę zapytała się go o to
wydarzenie, lecz nie powiedziała mu, że to ona była tą osobą
ale, że słyszała o tym w telewizji. Wtedy dowiedziała się, że
należy do grupy ludzi, potocznie nazywanych Innymi. Trzymała to w
sekrecie, bo bała się konfrontacji z ludźmi. Już sama nazwa
„Inny” wskazuje, że jest się nie takim jak reszta ludzi.
Mijały
lata a ona powoli odkrywała swoje możliwości. Bawiła się tańcem,
tworzyła własne ruchy, łączyła je z pochodzącymi z innych
stylów. Wzrok Myśliwego - kombinacja ruchów dająca jej możliwość
dokładnego widzenia rzeczy prawie niewidocznych, była jej pierwszą
kombinacją dającą coś więcej niż same światła i piękno.
Często wykorzystywała to w polowaniu. W krótkim czasie po okolicy
rozniosła się wieść o młodej łowczyni, będącej w stanie
wytropić każde zwierzę. Pewnego razu zgłosił się do niej
mężczyzna. Poprosił ją o pomoc w polowaniu na niedźwiedzia.
Karina nie bała się go. Nie wyglądał niebezpiecznie. Poszli razem
do lasu. Przez dłuższy czas nie mogli znaleźć ani śladu
zwierzęcia. Dziewczyna nie chciała zasmucić mężczyzny, więc
powiedziała, że musi udać się na stronę. W rzeczywistości
wykonała tam swoją kombinację – Wzrok Myśliwego. Dalsze
poszukiwania poszły im łatwiej. Po pół godzinie znaleźli dużego,
starego grizzly. Mężczyzna ubił niedźwiedzia po czym zwrócił
się do dziewczyny. Powiedział, że wyczuł energię, którą użyła
do znalezienia zwierzęcia. Wyjawił jej, że wie iż ona tańczy i
posługuje się energią z tańca. Dziewczyna się wystraszyła, lecz
on obiecał jej, że nie wyjawi jej sekretu. Przyznał się, że i on
należał do tej grupy. W zamian za pomoc w polowaniu nauczył ją
kombinacji aktywującej odoku.
W
ten właśnie sposób poznała Tigera. Od tamtej pory zawsze
towarzyszył jej w polowaniach. Karina nie pomaga już ludziom w
łowach. Po pierwsze miała na to mało czasu, po drugie tylko wtedy
mogła spędzić czas z Tigerem. Nikt prócz niej i tamtego mężczyzny
nie zna prawdy o jej faktycznych zdolnościach.
- I niech tak zostanie. - Mruknęła.
Niebo
zaczęły pokrywać czarne chmury. Nim się obejrzała a zaczęło
padać.
- Chyba dziś nici z polowania. - Stwierdziła z rezygnacją. - Wracajmy. - Odwróciła i skierowała się ku plaży.
W
drodze powrotnej rozmawiała z Tigerem. Oczywiście on nie
odpowiadał. Wydawał z siebie jedynie pomruki.
Po
pewnym czasie znaleźli się na brzegu wyspy. Morze było wzburzone.
Karina żałowała, że wcześniej nie sprawdziła prognozy pogody.
Niepotrzebnie
wybrałam się dzisiaj na polowanie. Pomyślała. Mogłam zostać w
domu i pomóc rodzicom. Chociaż, wtedy nie zobaczyłabym się z
Tigerem.
Takie
myśli krążyły w głowie dziewczyny aż do momentu kiedy znalazła
się przy pomoście.
- Łódka? Tutaj?
Przechodziła
tędy wiele razy i pierwszy raz widziała żeby coś było
przymocowane do pomostu.
Do
kogo ona należała? Zastanawiała się.
Skierowała
się w stronę miasta. Zrobiła kilka kroków gdy nagle stanęła.
- A co mi tam?
Zawróciła.
Tiger podążał za nią krok w krok. Kiedy znalazła się na
pomoście zawiał mocniejszy wiatr. Nogi się pod nią ugięły.
Zasłoniła twarz dłonią. Tiger mruknął.
- Spokojnie. - Odparła.
Podeszła
do łódki. Przymocowana była do pomostu grubym sznurem. Przed
deszczem chronił ją nieprzemakalny, granatowy materiał.
- Dobrze zabezpieczona. - Stwierdziła z uznaniem.
Podniosła
materiał by sprawdzić zawartość łódki. Wtem usłyszała ryk.
Nie był to jednak znany odgłos jej odoku. Odwróciła się. Na
początku pomostu stał niedźwiedź. Odcinał jej jedyną drogę
ucieczki.
Jak
ja i Tiger mogliśmy go nie zauważyć? Zbytnio zajęłam się tą
przeklętą łódką.
Chwyciła
łuk i oddała dwa strzały. Chybiła.
- Tiger! - Zawołała.
Odoku
rzucił się na baribala. Niedźwiedź stanął na tylnych nogach.
Był ogromny. Na pewno ważył więcej niż trzysta kilogramów.
Smilodon złapał się za brzuch bestii. Ta w odwecie przygniotła
tygrysa do podłoża. Tiger rozszczepił się na drobną energię,
którą od razu rozwiał wiatr. Deski pod łapami niedźwiedzia pękły
sprawiając, że utknął. Karina zyskała przez to trochę czasu.
Chwyciła za łuk. Sięgnęła także po strzałę, lecz gdy ją
dosięgnęła cała reszta wysypała się wprost do wody.
- Psia krew! - Zawołała.
Naciągnęła
ostatnią strzałę i wystrzeliła. Miała tego dnia fatalny cel.
Trafiła baribala w ramię. Niedźwiedź ryknął.
- Nie! - Krzyknęła ze złością.
Jedyną
drogą ucieczki była łódka. Odgarnęła część materiału i
wskoczyła do środka. Prędko odwiązała sznur z pomostu.
Niedźwiedź
uwolnił się. Wściekły ruszył w jej stronę przyspieszając z
każdym krokiem.
- Nie ma tak łatwo!
W
łódce znalazła wiosło, którym odepchnęła się od pomostu.
Deszcz padał coraz bardziej. Zapowiadało się na potężną burzę.
Zdołała
odpłynąć od pomostu kiedy przypomniała sobie o czymś.
Niedźwiedzie potrafią pływać!
Baribal
wskoczył do wody. Zbliżał się do niej niemiłosiernie szybko.
Karina w odwecie wiosłowała na pełnych obrotach, coraz bardziej
oddalając się od brzegu. Niedźwiedź jednak był bardzo dobrym
pływakiem i ją dogonił. Chwycił za łódkę przechylając ją na
swoją stronę. Karina uderzyła w łapę niedźwiedzia wiosłem.
Baribal ryknął i zsunął pazury do wody.
Wiatr
przybrał na sile. Łódka zaczęła powoli oddalać się od bestii.
Niedźwiedź po chwili zrezygnował i zawrócił.
- Chyba woli pstrągi. - Stwierdziła Karina ciężko dysząc.
Co
teraz? Zaczęła się zastanawiać. Na brzeg nie wrócę, bo baribal.
Na wodzie nie zostanę, bo sztorm. Jedynie mogę dopłynąć w inne
miejsce, może do Yuquot?
Fale
jednak miały inny plan. Oddalały ją coraz bardziej od brzegu na
otwarty ocean. Wiosłowała co sił w rękach, lecz nie dawało to
dużych efektów. Odłożyła na chwilę wiosła i wstała kurczowo
trzymając się burty. Niedźwiedź wyszedł już na brzeg i kierował
się w stronę lasu.
- Czyli Wzrok Myśliwego nadal działa. Ciekawe jak długo się utrzyma. - Powiedziała pod nosem. - Jeszcze nie ma południa a już coś się wydarzyło! - Krzyczała. - Co jeszcze mnie dziś czeka!?
Silna
fala uderzyła o łódkę. Karina straciła równowagę. Uderzyła
głową o ławkę łódki po czym zemdlała.
Subskrybuj:
Posty (Atom)