Leon miał na koncie już znajomość z jednym Dansurai. Na przyjaźń na
razie się nie zapowiadało, ale po tej krótkiej rozmowie doszedł
do pewnego wniosku. Inni wcale nie są aż tak różni od zwykłych
ludzi. Kiedy rozmawiał z Dezem wcale nie wyczuł tej granicy, którą
większość ludzi rysuje. Można najzwyczajniej w świecie z nimi
żyć i funkcjonować. Leon nawet mógłby zaryzykować stwierdzenie,
że są dość podobni do zwykłych ludzi. Co prawda poznał dopiero
tylko jednego z Dansurai i nie chciał wysuwać pochopnych wniosków.
Stał
przed drzwiami prowadzącymi do sali numer trzy. Jeden Inny to jest
niebezpieczeństwo, ale cała sala... można by rzec, że
samobójstwo. Tak czy inaczej musiał tam wejść. Przyszedł by
uczyć się od najlepszych a niestety oni właśnie tacy są.
Wszedł
na salę.
Termin
„sala” nie odzwierciedlał prawdziwego wyglądu tego
pomieszczenia. Była to raczej sala pałacowa - ogromna sala
pałacowa. Na podłodze parkiet. Na jednej z kremowych ścian lustro.
Z cztery metry nad podłogą, na każdej ze stron wbudowana została
antresola. Sufit szklany, zawieszony bardzo wysoko.
Dansurai
ćwiczyli pośrodku sali. Rozgrzewce przewodził jeden z tancerzy.
Flaming siedział pod lustrem i przeglądał jakieś dokumenty.
Leon ostrożnie zamknął za sobą drzwi i podszedł do trenera. Ten kątem
oka zauważył chłopaka.
- Wydaje mi się, że poznałeś już jednego z tancerzy. Zgadza się?
- Tak. - Odparł Leon niepewnie. - Skąd trener to wie?
- Dez powiedział coś kilku osobom i zrobiło się lekkie zamieszanie wokół niego. Nie ważne. - Machnął ręką i wstał. - Wprowadzę cię.
Stanęli
przed grupą. Tancerze po krótkiej chwili to dostrzegli i zwrócili
się w ich stronę. Muzyka ucichła.
- Jak już, wydaje mi się wiecie. - Spoglądał po twarzach tancerzy. - Dołączył do nas Leon.
Między
Dansurai słychać było pomruki i szepty.
- Spokojnie. - Uspokoił ich Flaming. - Po co te odgłosy?
- A jak wygląda jego odoku? - Zapytała któraś z dziewczyn.
Zapanowała
cisza. Leon spojrzał na Flaminga. Trener obciął dziewczynę
wzrokiem tak, że spuściła głowę.
- Leon nie ma odoku. - Odpowiedział spokojnie. - Nie jest nawet Dansurai.
- To kim on jest, że będzie z nami trenował? - Rzucił ktoś z grupy.
- Jest bardzo dobrym tancerzem i to powinno ci wystarczyć. Z resztą taką podjąłem decyzję. Jeżeli komuś się ona nie podoba może opuścić te miejsce. Nikogo tu nie trzymam. - Wskazał drzwi. - Jeżeli natomiast już się opanowaliście, zapraszam do treningu.
Odwrócił
się przodem do lustra. Leon obszedł grupę dużym łukiem i stanął
na jej końcu. Nie chciał się za bardzo rzucać w oczy. Flaming
jeszcze raz spojrzał po grupie a następnie krzyknął do chłopaka.
- Jeżeli masz jakieś pytania to śmiało je zadawaj. Jestem pewien, że wszyscy z chęcią ci na nie odpowiedzą. - Zaakcentował ostatni wyraz.
Leon kiwnął głową w podzięce i zaczęli trening.
Szybka
muzyka nagle uderzyła. Chłopak rozejrzał się wokoło w
poszukiwaniu jej źródła, lecz nie mógł go znaleźć. Dźwięk
jakby unosił się między nimi.
Cała
grupa powtarzała ruchy po trenerze. Zaczęli od ruchów głową. Od
lewej do prawej. Następnie w dół i w górę. Rozgrzewali tak po
kolei każdą część ciała.
Leon miał bardzo dużo pytań. Zespół rzucał terminami kompletnie dla
niego niezrozumiałymi. Odoku. Co to w ogóle jest?
Przeszli
do rozciągania.
- Nie ma dzisiaj Miki. - Krzyknął Dez do trenera.
Flaming
rozejrzał się po sali.
- Rzeczywiście... To bądź z Leonem. W sumie zdążyliście się już poznać.
- Ale...
- Dez. - Odpowiedział krótko trener. - Zaczynamy. - Zwrócił się do całej grupy. - Jedna osoba z pary siad prosty a druga dociska plecy. Jedziemy.
Dez
usiadł na podłodze. Po chwili obejrzał się za siebie.
- Dociśniesz mnie czy może jednak sam mam to zrobić? - Spytał grubym głosem.
- Tak. Już. - Odparł beztrosko.
Oparł
się na plecach tancerza dociskając głównie odcinek lędźwiowy.
Dez położył najpierw głowę na swych piszczelach a następnie
klatkę na udach.
- Rozszerz trochę nogi to będę mógł cię jeszcze dalej docisnąć. - Poinstruował Leon.
O
dziwo Dansurai wykorzystał radę nowego członka zespołu. Teraz Leon
mógł go docisnąć jeszcze bardziej, tak że głowa i klatka
dotykała podłogi między nogami.
- Zginamy nogi do „motylków”. - Rzucił hasło trener.
Rozciągani
ściągnęli nogi i złączyli stopy. Większość z nich była tak
dobrze rozciągnięta, że dotykali kolanami podłogi. W tej pozycji
osoba rozciągająca dociskała rozciąganego do podłogi.
Leona
ciągle jednak męczyło jedno. Czym było to odoku, o którym
wszyscy mówili i którego on nie posiadał. Postanowił, że nie
będzie czekał z tym dłużej.
- Możesz mi powiedzieć czym jest to odoku? Czemu niby ja tego nie mam?
- Serio muszę teraz? - Odpowiedział Dez przez zaciśnięte zęby, spoglądając na Leona spod ręki.
- A nie. Dobra. Poczekam. - Szybko zareagował.
- Znakomicie. - Wypuścił powietrze z ust.
- Prostujemy nogi – zaczął trener. - i siadamy w drugiej poszerzonej na tyle, ile możecie.
Leon popatrzył z lekkim niedowierzaniem i przerażeniem na wszystkich
Dansurai. Nogi większości z nich tworzyły prostą linię. Prawie
wszyscy potrafili zrobić szpagat turecki.
Podobnie
jak w poprzednich przypadkach osoby rozciągające docisnęli swojego
partnera z pary w przód. Dez był jednym z tych Dansurai, którzy
mieli pełny szpagat. Położył powoli klatkę piersiową na
podłodze a potem głowę na policzku. Ręce trzymał równolegle do
nóg. Z góry wyglądał po prostu jak rozjechana żaba. Pomoc Leona w
tym momencie była zbędna. Mimo to i tak chciał mieć jakiś swój
wkład. Zauważył, że Dez nie odkręcił poprawnie bioder. Poprawił
je i docisnął lekko ponad nimi. Usłyszał przed sobą cichy jęk.
- Wszystko dobrze?
Zobaczył
tylko kciuk prawej ręki zwrócony ku górze. Zostali w tej pozycji
aż do momentu kiedy Flaming zarządził zmianę w parze.
Leon siadł w siadzie prostym a Dez go docisnął.
- Teraz już możesz mi odpowiedzieć na kilka pytań?
- Na jakie? - Odparł Dansurai przyciskając chłopaka jeszcze bardziej. Leon jęknął, ale nie zrezygnował z pytania.
- Co to jest Odoku?
- To tak samo jak tłumaczyć czym jest oddychanie. - Odparł lekceważąco.
- Oddychanie wiem czym jest. - Zadrwił. - Pytam się o odoku.
- Niech ci będzie. - Przycisnął Leona jeszcze mocniej tak, że klatką piersiową dotykał już ud. Uśmiechnął się na jęk chłopaka. - Odoku jest to tak jakby nasze wnętrze. Przyjmuje ono różne kształty w formie energii, zwykle zwierząt. Każde odoku różni się od innych. Nie znajdziesz dwóch takich samych.
- Jaki kształt ma twój?
- Mój odoku to rekin.
- Rekin? Wow. Ciekaw jestem jaki byłby mój gdybym był Dansurai'm... Taki żarłacz biały w formie energii. To musi wyglądać niesamowicie.
- Mój to młot. - Syknął Dez.
- Co za młot? - Zdziwił się Leon.
- Mój odoku to rekin młot. - Warknął.
- Aaa... - Zaczął zdezorientowany Leon. - No to spoko.
Śmiech
cisnął mu się na usta, lecz to wytrzymał. Dez jednak to wyczuł i
przycisnął go jeszcze mocniej.
- „Motylki”. - Usłyszeli głos Flaminga.
- Czemu wszyscy macie na szyi te blizny? - Zapytał Leon zmieniając pozycję.
- To pamiątka po pewnym wydarzeniu i znak przynależności do Dansurai. - Odparł dociskając chłopaka.
- Wszyscy te same wydarzenie?
- Krótka lekcja historii. - Westchnął. - Skup się, bo powtarzać nie będę. - Odchrząknął. - Wszystko zaczęło się już w starożytności na Półwyspie Iberyjskim. Trwała wojna. Jeden z żołnierzy miał zaraz zginąć mimo iż nikt mu obecnie nie zagrażał. Przed śmiercią człowiekowi pojawia się danse macabre, czyli taniec śmierci. Jest to tak jakby element przejścia na drugą stronę. Podczas danse macabre człowiek jeszcze żyje. Kiedy taniec się kończy następuje śmierć taka jaka była mu pisana. Ten Rzymianin – nazywał się Lucario, w ostatnim momencie, już po przejściu danse macabre zmienił zdanie nad wykonaniem ruchu mieczem na swojego przeciwnika. Strzała, która leciała prosto na jego głowę, wbiła mu się w ramię, co uchroniło go od śmierci. - Odetchnął.
- Druga pozycja. - Powiedział trener.
Leon rozszerzył nogi i pochylił się w przód. Dez go ponownie zaczął
dociskać.
- To było z perspektywy Lucaria. Pamiętaj, że miał kogoś zabić a jednak tego nie zrobił. Domyślasz się czegoś? - Zapytał jakby odpowiedź była oczywista.
- Że przeciwnik tego Rzymianina też przeżył danse macabre?
- Bingo. - Ucieszył się Dez. - Jednak nie jesteś aż tak tępy jak większość ludzi.
Leon nie wiedział czy uznać to za komplement czy za obelgę.
- Tak więc... - Kontynuował. - Ten przeciwnik był Iberyjczykiem a nazywał się Aarón. Kiedy przeżywał on swój danse macabre, Lucario nie był za grzeczny. W swojej wizji odciął głowę jednemu z kościotrupów. Tak się złożyło że symbolizował on Aaróna. Kiedy danse macabre w obu przypadkach dobiegło końca obaj wojownicy rozpierzchli się po świecie. Nie wiedzieli jednak, że zdobyli ogromną moc, która aktywuje się poprzez ruch. Ta moc jest przekazywana z pokolenia na pokolenie, tak samo jak blizna na szyi. Wszyscy my tutaj jesteśmy potomkami Aaróna. - Podsumował swoją wypowiedź.
- Obaj zdobyli tę moc?
- Tak. My mamy bliznę na szyi od cięcia mieczem a potomkowie Lucaria bliznę na ramieniu. Z tych niedoskonałości nasza energia wydobywa się na zewnątrz. - Mówił podekscytowany. - A to wszystko dzięki tej dwójce. Można by rzec, że zdobyli oni moc tych tancerzy śmierci, którą dalej przekazali potomstwu.
- Czemu są tu tylko potomkowie Aaróna? Co stało się z całą resztą od Lucario.
- Nic. Jest ich po prostu mało. Z resztą moc nie wszyscy dziedziczą. Nie do końca wiadomo jak to się odbywa. - Urwał. - Jakieś jeszcze pytania?
- Nie, dzięki. To na razie wszystko.
- Świetnie. - Uśmiechnął i położył się całym ciężarem na chłopaku.
Po
kilku sekundach Leon usłyszał głos trenera, kończący piekło,
które właśnie przeżywał. Dez zszedł z jego pleców a on powoli
złączył nogi i zaczął nimi potrząsać.
- Jeszcze się na nim odegram. - Powiedział Leon pod nosem i wstał.
- Potrząsamy rękoma i nogami. - Oznajmił trener wykonując chaotyczne ruchy kończynami. - Przejdziemy teraz do uwolnienia odoku. Leon!- Krzyknął przez salę. - Ty ćwicz zwykłe piruety.
Chłopak
kiwnął głową.
- Tylko po kolei. - Zwrócił się ponownie do grupy. - Nie chcę żeby wszystko nagle runęło.
Podszedł
do jednej z tancerek i kiwnął na nią głową, dając znak by
zaczynała. Dziewczyna wykonała pewną kombinację jazzową. Wokół
niej ukształtowała się czerwona smuga energii. W pewnym momencie
stanęła w czwartej pozycji jazzowej i weszła w piruet a
la seconde. Wykonała ich pięć. Później noga zeszła na passé,
ręce zgięła w łokciach i skierowała je ku górze. Głowę
przechyliła w tym samym kierunku. Kręcąc się tak energia wokół
niej mocno zawirowała i zgęstniała. Otoczyła tancerkę całą
tak, że nie było jej widać - tylko jej cień. Nagle zaczął się
formować kształt. Wytworzyły się trzy bardzo gęste poziome
linie. Zaczęły się zwijać ku górze. Kiedy dotarły do
najwyższego punktu na jaki energia wystrzeliwała, przybrały
odpowiedni kształt. Wyłoniły się trzy węże. Reszta materiału
uformowała dalsze części ciała bestii. Kiedy dziewczyna przestała
kręcić piruety kreatura była już gotowa. Była to trzygłowa
hydra. Cała czerwona stała tuż za dziewczyną.
Leon był zachwycony. Nie mógł pozbierać szczęki z podłogi.
- Tylko nie połknij muchy. - Rzucił sucho Dez.
Leon zamknął buzię i przyjrzał się dokładniej hydrze. Było to
przecież jedno z odoku. Nie wyobrażał sobie tego tak, jak to wtedy
zobaczył. Myślał, że uformuje się prawdziwe zwierzę o żywych
kolorach. Tym czasem była to zbieranina energii o kształcie danej
istoty. Mimo to nie był rozczarowany. Pierwszy raz zobaczył na
swoje oczy formowanie się odoku.
- Dobrze. Musisz pamiętać tylko byś wchodziła na wyższe relevé. Wtedy cała energia będzie miała potężniejsze ujście. - Dał trener kilka rad tancerce.
Przechodził
tak od osoby do osoby. Odoku przyjmowały różne formy. Pojawił się
krokodyl, czapla a nawet wilkołak.
W
końcu przyszła pora na Deza. Wykonał swoją kombinację jazzową
kończącą się serią piruetów. Tak samo jak w poprzednich
przypadkach zawirowała wokół niego czerwona energia. Po chwili
ukształtował się ogromny rekin młot, który zaczął lewitować
wokół swojego stwórcy. Leon pochwycił spojrzenie Deza. Jego mina
była dumna. Nie ma się czego dziwić. Jego odoku robił niemałe
wrażenie. Był ogromny. Zęby ostre, kuły od samego spojrzenia.
Mocny ogon przecinał powietrze.
- Wszystko dobrze. - Powiedział trener. - Opanowałeś to idealnie.
- Opanował, bo w tej kombinacji nie potrzebował piruetu a la seconde. - Mruknął pod nosem Leon.
Dez
był już ostatnim z Dansurai. Teraz przyszła kolej na Leona. Trener
zwrócił się w jego stronę.
- Pokaż mi co potrafisz.
- Ale ja nie potrafię tego zrobić. Nie jestem tym, czym oni. - Wyjaśniał.
- Nie chodzi mi o odoku. Pokaż piruety, które potrafisz zrobić.
Leon kiwnął głową i stanął w czwartej pozycji jazzowej, w plié z
lewą nogą z przodu. Zrobił zamach rękoma i zakręcił piruet z
nogą na cou-de-pied.
Po
wykonaniu kilku w tej pozycji przeniósł nogę na passé. Kiedy jego
prędkość malała wyprostował nogę i przeszedł do fouette
pomagając sobie rękoma przechodzącymi z drugiej do pierwszej
pozycji klasycznej. Kolejne piruety były z nogą prostą a la
seconde. Mógł je kręcić do końca dnia, lecz chciał coś jeszcze
pokazać. Nogę podciągnął wyżej i złapał ją rękoma kiedy
była w linii prostej z drugą. Był to piruet połączony ze
szpagatem. Potem znów wrócił do a la seconde by nabrać prędkości.
Następnie nogę zostawił z przodu w attitude a ręce w trzeciej i
pierwszej pozycji.
Chyba czas już kończyć. - Pomyślał.
Chyba czas już kończyć. - Pomyślał.
Złożył
nogę na passé a ręce sprowadził do pozycji przygotowawczej.
Następnie wyprostował nogę na 45* a ręce powoli podniósł do
trzeciej pozycji, tym samym zwiększając swoją prędkość.
Zakręcił tak z pięć piruetów. Przy ostatnim wszedł wysoko na
relevé co sprawiło, że jego prędkość zmalała. Kiedy znalazł
się naprzeciw Flaminga, zszedł z powrotem do pozycji czwartej. Tym
ruchem zakończył całą demonstrację.
Trener
pokiwał głową.
- Wiedziałem co robiłem biorąc cię pod swoje skrzydła. Świetnie. Jedna rzecz tylko. - Ułożył ręce w pierwszą pozycję klasyczną. - Łokcie lekko lecą ci do dołu, ale to takie malutkie niedociągnięcie. - Mrugnął do chłopaka. - Wracamy do treningu. - Zwrócił się do wszystkich tancerzy.
Leon zauważył, że wszyscy Dansurai uważnie go obserwowali. Nie widział
jednak w ich spojrzeniu krytyki czy nienawiści a podziw.
-
Coś czuję, że się dogadamy. - Powiedział cicho do siebie i
wrócił do treningu.
***
Nadszedł
długo wyczekiwany dzień. W całej Akademii panowało zamieszanie.
Wszędzie można było usłyszeć rozmowy uczniów drugiego roku
nauki, dyskutujących o swoich filmowych wizytówkach.
Akihiko
szedł głównym korytarzem. W ręku kurczowo trzymał swojego
pendrive'a z filmem. Bardzo się starał by jego wizytówka była
wyjątkowa i by ją wszyscy zapamiętali. Zadbał o scenografię, o
układ, o strój, może nie w sposób warty pochwały, ale był.
Zżerała go ciekawość co pomyślą o filmie inni uczniowie i
wykładowcy, wraz z dyrektorem. Pochwalą go czy może jednak
skrytykują? Był ciekaw także wizytówek reszty jego znajomych.
Shingo, który pomagał mu w montażu, nie wyjawił ani fragmentu
swojej choreografii.
Nie
wiedząc kiedy, znalazł się przy drzwiach do sali wykładowej. Były
otwarte na oścież. Wszedł do środka.
Sala
była ogromna. Kształtem przypominała półkole. Ławy były
ustawione w stronę lady wykładowcy, do której prowadziły schody.
Akihiko
zszedł po stopniach i po chwili znalazł się na dole sali. Na
wielkim ekranie zawieszonym nad ladą tkwił napis „Podpisane
pendrive'y proszę o umieszczenie w koszyku. Dziękuję.” Akihiko
postąpił według instrukcji i podążył w kierunku swojego
miejsca. Zauważył, że Shingo już na niego czekał. Przyjaciele
przywitali się po czym Akihiko zajął miejsce.
- Ile jeszcze czasu zostało?
- Z kilka minut.
Akihiko
rozejrzał się po sali. Większość miejsc była już pozajmowana.
Ostatnie osoby pojawiały się w drzwiach. Wśród nich wypatrzył
dyrektora. Był to starszy mężczyzna o siwych włosach spiętych w
kuca. Monokl na prawym oku dodawał mu powagi. Ubrany był w
elegancką koszulę i czarne spodnie. Obok dyrektora podążał jego
syn. Ludzie mówili o nim, jako że ma przejąć w przyszłości
zadania ojca. Wróżyli mu świetlaną przyszłość. Nie było się
tu w sumie czemu dziwić. Był on bardzo inteligentny i utalentowany.
Od razu kiedy skończył Akademię Dansurai zaczął w niej nauczać.
Jego koronnym stylem był breakdance. Jego ojciec, mimo posady
dyrektora wciąż nauczał klasyki.
Co
za drwina losu. Pomyślał Akihiko. Ojciec baletmistrz, syn b-boy.
Reszta
nauczycieli weszła do sali. Drzwi się zamknęły i wszyscy zajęli
swoje miejsca. Dyrektor wstał i poczekał aż gwar ustąpił.
Następnie przemówił.
- Witam wszystkich bardzo serdecznie w tym jakże ciekawym dniu. Wiem dobrze, że bardzo staraliście się podczas wykonywania swoich tanecznych wizytówek. Szybko przedstawię jaki jest plan wyświetleń. Kolejność będzie losowa a losować pendrive'y będę ja. Każdy nośnik powinien być podpisany, a plik w formacie mp4. W wizytówce samego tańca ma być co najmniej czterdzieści sekund. Będą oceniane: choreografia, czystość stylu, scenografia, jakość nagrania, kostiumy oraz efekt ogólny. To tylko tak dla przypomnienia. Oceniać będę ja oraz zebrane tu grono pedagogiczne. Czy może są jakieś pytania? - Rozejrzał się po sali. - Znakomicie. W takim razie zaczynajmy. - Włożył rękę do koszyka i wylosował pierwszego pendrive'a. - Mitsubishi Rukia.
No
i się zaczęło. Prezentacja następowała po prezentacji. Akihiko
stwierdził, że wszyscy się bardzo postarali. Wizytówki były
wykonane naprawdę na wysokim poziomie. Mógł teraz dokładniej
przyjrzeć się umiejętnościom reszty uczniów. W prezentacjach co
prawda pokazane zostały tylko najlepsze ruchy i największe zalety
tancerzy, ale to także ukazuje co tak naprawdę są w stanie
wykonać.
Taniec
przed kamerą a przed publiką wielce się różni. Przed
publicznością masz tylko jedną szansę na dobre odtańczenie
choreografii i przekazanie całej historii w taki sposób, aby była
zrozumiała. Przed kamerą, jeżeli materiał nie jest transmitowany
na żywo można powtórzyć próbę, wyciąć komputerowo niepożądane
elementy. Wszystko po to, by pokazać swój warsztat jako idealny,
ponieważ można do niego w każdym momencie wrócić i
przeanalizować.
Każdy
Dansurai w małym stopniu użył swojej energii do stworzenia
powalających obrazów. Wyjątkiem był Shingo, który nie użył w
ogóle mocy Dansurai. Nadeszła jego kolej.
Film
jak w większości przypadków rozpoczął się imieniem i nazwiskiem
choreografa, rodzajem stylu oraz tytułem utworu i jego wykonawcą.
Akihiko usłyszał znaną mu piosenkę Ambera Runa „I Found”.
Shingo pokazywał mu ten utwór już miesiąc wcześniej. Do tego
często nucił jej słowa pod nosem wykonując małe ruchy. Było
pewne, że właśnie do tej piosenki wykona choreografię.
Kiedy
strony tytułowe minęły pojawił się Shingo na tle morza, na
wschodnim brzegu wyspy. Wpatrywał się w horyzont. Wschodzące
słońce oświetlało mu twarz. Rozbrzmiały pierwsze słowa
piosenki. On jednak na to nie reagował. Zajęty był tylko myślami.
Pierwszy ruch wykonał dopiero na słowa drugiej strofy. Zgiął lewą
nogę a prawą sunął po piachu w bok. Rękami wykonał ruch jakby
coś od siebie odpychał. Nagle złapał się za pierś, szarpnął
za bluzę i upadł na prawe udo i łydkę.
Można
opisywać choreografię pod względem techniki i kolejności
następujących ruchów. To jednak wiele nie wnosi. Należy odczytać
myśli choreografa, przeżyć to samo, co on kiedy tworzył układ.
Domyślić się co chciał przez to przekazać.
Akihiko
dobrze znał Shingo. Poznali się dwa lata wcześniej kiedy dostali
się do Akademii Dansurai. Usiedli razem w ławie i tak rozpoczęła
się ich przyjaźń. Shingo zawsze był nieśmiały i łagodny.
Kompletnym przeciwieństwem jest Akihiko, który spokojem nie
grzeszy. Obaj świetnie się wypełniają. Oddają sobie część
swoich charakterów, tak że Shingo stał się bardziej śmiały a
Akihiko zaczął najpierw myśleć, a dopiero potem robić. Dzięki
temu, że znają się tak dobrze, chłopakowi jest łatwiej zrozumieć
co chce przekazać Shingo w swojej choreografii.
Chłopak
dobrze oddawał emocje bohatera w układzie. Widać było, że się
miotał, błąkał, nie wiedział co zrobić. To robił przejścia na
piachu, to skakał szpagatowy.
Kiedy
druga strofa się skończyła zmieniła się sceneria, a także strój
chłopaka. Będąc na plaży, ubrany był w zwyczajne, młodzieżowe
ubrania. Teraz natomiast był w samych szortach. Znajdował się w
dużym pokoju. Na ściany rzucony został obraz spod powierzchni
wody. Padał on także i na chłopaka co sprawiało wrażenie jakby
był jej częścią. Przeniósł nas w ten sposób na dno oceanu.
Rozpoczął
się refren. Choreografia w tym momencie przyspieszyła. Widać, że
Shingo bardzo dokładnie wsłuchał się w piosenkę. Zaznaczał
wiele dźwięków. Tańczył zarówno do bitu jak i do słów.
Oddawał się w tej części całkowicie. Akihiko stwierdził, że
chłopak, którego historię tańczył Shingo tęskni za kimś.
Dlatego cała prezentacja rozpoczęła się wpatrywaniem w horyzont.
Ta osoba jest tak daleko, tak niedostępna jak dno oceanu.
Do
drugiej zwrotki tańczył ponownie w swoim poprzednim ubraniu.
Zmieniła się jednak sceneria. Znajdował się na statku. Akihiko tę
część interpretował jako próbę dotarcia do tej osoby. Coś
jednak trzymało chłopaka na miejscu i nie pozwalało chwycić za
ster. Ostatecznie decyduje się zrezygnować z podróży. Chwyta linę
i zwiesza się po niej na pomost.
Prezentacja
kończy się wolnymi dźwiękami i ponownym powrotem do pierwszej
sceny prezentacji. Znów szuka w horyzoncie pociechy, szczęścia i
nadziei, że w końcu kiedyś znów spotka się z tą osobą.
Na
sali rozbrzmiały brawa jak po każdej prezentacji.
- To była prezentacja Hatoyamy Shingo. Przechodzimy do kolejnej. - Prowadził dalej dyrektor pokaz.
- Shingo? - Zagadał Akihiko.
- Tak?
Nastąpiła
chwila ciszy.
- Tak. - Odparł sucho Shingo.
- Wiedziałem. - Ucieszył się Akihiko. - Bardzo dobrze odegrałeś rolę zakochanego chłopaka. Nawet jeżeli bym cię nie znał, mógłbym w to uwierzyć.
- Wiesz co? - Zwrócił się Shingo do sąsiada. - Dzięki bardzo za docenienie mojej pracy, ale musisz jeszcze popracować nad sposobem przekazania pochwały, żeby czasem nie powiedzieć czegoś za dużo. - Odwrócił się w stronę ekranu by obejrzeć dalsze prezentacje.
Co
go ugryzło? Zastanawiał się Akihiko. Shingo poznał Yōko wiele
lat temu. To ona zaraziła go miłością do tańca. Z czasem i
między nimi coś zakwitło. Miłość jednak nie była im pisana.
Dwa lata temu Shingo odkrył w sobie moc Dansurai. Postanowił więc
ją rozwijać na Yamakage. Prosił aby Yōko wyjechała razem z nim.
Ona jednak się nie zgodziła. Shingo udał się na wyspę gdzie
zaczął poznawać moc Dansurai. Początkowo codziennie rozmawiał z
Yōko. Pewnego razu jednak przestała odbierać od niego telefony.
Jedynym czasem na wyspie kiedy studenci mogli ją opuścić były
wakacje. Tak więc w pierwsze lato od rozpoczęcia nauki wrócił do
Tokio. Widział się z nią. To jednak nic a nic mu nie pomogło.
Yōko zrobiła mu awanturę, że ją zostawił, mimo iż wyraziła
zgodę aby pojechał się szkolić. Po kilku burzliwych dniach wrócił
na wyspę, gdzie aż do końca lata ćwiczył samodzielnie oddając
się tańcu bezgranicznie. Od tamtej pory nie widział już Yōko.
Powinien dać sobie z nią spokój, zamknąć przeszłość i
spojrzeć na otaczającą go rzeczywistość. Zawsze może na mnie
liczyć, ale sam jemu nie pomogę. Także on musi się w to
zaangażować.
- Kolejna prezentacja. Kyubei Akihiko.
Na
ekranie pojawiły się napisy: „Contemporary choreography by Kyubei
Akihiko. Music by Seinabo Sey <Hard Time>”
Choreografia
była dzika. Dosłownie. Inspiracją do jej stworzenia był dla
Akihiko film „Tarzan: Legenda”, który ostatnio oglądał wraz z
Shingo.
Na
ekranie pojawił się Akihiko. Miał na sobie wcześniej zdobyty
strój. Była to kamizelka z długimi frędzlami zarzucona na czarną
podkoszulkę z dużym trójkątnym dekoltem. Podobnego koloru były
spodnie. Cały wizerunek dopełniły koralikowe bransoletki i duży,
nieforemny naszyjnik.
Kamera
krążyła wokół chłopaka. Zatrzymała się przed nim tuż przed
rozpoczęciem choreografii. Na ostatnie słowo wersu podniósł głowę
i zaczął swój mroczny, mistyczny pokaz. Pierwsze ruchy wykonał
klatką piersiową. Wyglądało to tak jakby zaraz miała oddzielić
się od ciała i zacząć żyć swoim własnym życiem. Na początku
przypominał wściekłą małpę próbującą zniszczyć wszystko na
swojej drodze. Mimo iż nie miał ogona to zasięg postaci, którą
grał pokazał za pomocą rozciągnięcia. Z gracją podniósł nogę
wysoko jak małpa skacze z gałęzi na gałąź, by potem zgiąć ją
w kolanie, wraz z flexem w stopie i pokazać zmienność natury
zwierzęcia. Zawarł w swojej choreografii dużo wysokości ruchu.
Mianowicie raz tańczył wyciągnięty jak najbardziej ku górze, by
potem szybko zejść na kolana i dalej poruszać się jak goryl.
Nadawało to dynamiki tańca.
W
muzyce pojawiły się nowe bity. Akihiko tańczył teraz głównie w
pozycji pionowej. Wykonał serię piruetów, przechodząc od a la
seconde, przez passé aż do
tylnego attitude. W tle, skrzydłami machał ogromny nietoperz
stworzony z energii. Był to odoku Akihiko. Doskonale wkomponował
się w klimat opowieści.
Kiedy
choreografia zbliżała się ku końcowi nietoperz stanął za
chłopakiem i zasłonił go skrzydłami. Następnie rozpostarł je by
wyrzucić pokłady energii. Tym efektem zakończył się pokaz
wizytówki Akihiko.
Na
sali rozbrzmiały brawa. Chłopak rozejrzał się. Kilku kolegów
kiwało głowami z aprobatą, u innych z ruchów ust wyczytał słowo
„Wow”.
- To była wizytówka Kyubei'ego Akihiko.
Resztę
prezentacji chłopak przesiedział myśląc o tym jak dużo punktów
dostanie za swoją prezentację. Był tak pewny siebie, że uważał,
że nikt nie zrobił lepszej wizytówki niż on.
Zawarłem
w niej wszystko co mogłem. Myślał. Wcieliłem się w postać,
która wielu z obecnych nie mogłoby się przyśnić! Wykorzystałem
swojego odoku w rewelacyjny sposób! Wybrałem ciężki, ale i piękny
teren do zatańczenia choreografii! Zdobyłem strój z najwyższej
półki! To po prostu mi się należy!
Spojrzał
na Shingo.
Jak
on może tak spokojnie czekać na wyniki? Zastanawiał się. Z chęcią
bym podszedł do dyrektora i się po prostu zapytał.
- Ogłoszenie wyników. - Zwrócił się dyrektor do studentów. - Zaczniemy od najlepszej prezentacji.
Akihiko
potarł dłonie z podekscytowania.
- Należy ona do...
Nie
wytrzymał i wstał z emocji.
- … Hatoyamy Shingo!
- Tak! - Wrzasnął Akihiko. - Zaraz, co? - Emocje podekscytowania gwałtownie opadły.
- Chyba wybrali moją prezentację. - Powiedział powoli Shingo wstając.
Wszyscy
patrzyli na Akihiko jak na idiotę. Ten żeby zachować resztki
godności zaczął bić brawo i zachęcał resztę by też wstali.
Udało mu się. Shingo otrzymał owacje na stojąco i teraz to on
stał się główną atrakcją danej chwili.
- Tak. Gratuluję Shingo-kun. Wróćmy jednak do ogłoszenia dalszych wyników. - Kiedy wszyscy zajęli miejsca kontynuował. - Wyróżniliśmy dziewięć prezentacji. A należą one do...
Dyrektor
po kolei wymieniał imiona i nazwiska studentów. Akihiko jednak nie
doczekał się prestiżu usłyszenia swojego nazwiska w pierwszej
dziesiątce, potem dwudziestce a nawet pięćdziesiątce.
- Musieli się pomylić. - Mruknął pod nosem.
- Wyczytam teraz osoby, które nie zaliczyły projektu i będą musiały go ponownie wykonać na za tydzień. A są to...
Akihiko
był już pewny, że znajdzie się w tej grupie. Swojego nazwiska
jednak i tutaj nie usłyszał.
- Przepraszam. - Wstał. - Bo mnie pan dyrektor nie wyczytał.
- Niemożliwe. A jak się nazywasz?
- Kyubei Akihiko.
Dyrektor
spojrzał w dokumenty znajdujące się przed nim.
- A tak. Przepraszam. Rzeczywiście minąłem. Akihiko-kun, ty też znajdujesz się w grupie osób, które nie zaliczyły zadania.
Po
plecach chłopaka przebiegł dreszcz. Ręce zaczęły mu się trząść.
Przed oczami zrobiło mu się ciemno.
- Jak... to...? - Wydukał. - Czemu?
- Proszę zostać po wykładzie to dokładnie to omówimy...
- Nie! - Przerwał. - Przepraszam, ale chcę teraz... już... wiedzieć czemu moja wizytówka nie została zaakceptowana. Włożyłem dużo wysiłku w jej zrobienie i uważam, że jest nawet lepsza od wielu pozostałych.
- Zgadzam się. Jest ona bardzo dobra. Mógłbym się nawet zastanowić nad przyznaniem jej pierwszego miejsca.
- To czemu jestem w grupie osób, które odrzucono?!
- Bo złamałeś prawo by ją stworzyć! - Wrzasnął dyrektor na całą salę. Chłopaka zamurowało. - Akihiko-kun, - zaczął spokojnie. - włamałeś się do sklepu, by wykorzystać strój do prezentacji. Takie działanie jest niedozwolone. Masz szczęście, że właścicielka sklepu zgłosiła to mi. Ze względu na to, że to ty ukradłeś strój nie zaliczam tobie tego zadania. Jeżeli będziesz się ze mną sprzeczał to do grupy oblanych może dołączyć jeszcze jedna osoba. Dokładnie przemyśl co chcesz powiedzieć.
Akihiko
zerknął kątem oka na Shingo. Ten nerwowo machał palcami u rąk.
- Masz mi coś jeszcze do powiedzenia? - Zapytał dyrektor.
- Nie. - Odparł chłopak. - Za tydzień będzie gotowa. - Usiadł ciężko na miejscu.
Na
sali rozbrzmiały pomruki i szepty. Akihiko ponownie stał się
obiektem rozmów studentów.
- Dzięki. - Szepnął Shingo.
Akihiko
spojrzał na sąsiada po czym wziął swoje rzeczy i wyszedł z sali.
***
Karina
odzyskała przytomność, lecz nie otwierała jeszcze oczu. Czuła na
twarzy promienie słońca. Pozwoliła sobie chociaż przez chwilę
delektować się ich ciepłem. Do jej uszu dochodziły dźwięki
plusków wody. Czuła, że nie znajdowała się na stabilnym gruncie.
- A jeżeli to jednak nie sen? - Mruknęła pod nosem wciąż pozostawiając oczy zamknięte, w nadziei, że się jednak myli.
- Ogenki desu ka? - Usłyszała męski głos.
Coś
jest nie tak.
Z
trudem otworzyła oczy. Powieki ciążyły jej jak ołów. Od razu
tego pożałowała. Głowa zabolała ją niemiłosiernie. Chwyciła
się ręką za czoło i wydała cichy jęk.
- Iie. Yasumuyō. - Usłyszała ponownie głos w obcym dla niej języku. Postanowiła zaufać jego głębi i od razu zasnęła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz