wtorek, 17 maja 2016

ROZDZIAŁ2



    •  Styczniowa... to już niedaleko.
Leon szedł ulicą rozglądając się za studiem Flaminga. Było już kilka dni po wygranym turnieju. Emocje nieco opadły i trzeba było zacząć się zastanawiać nad daną mu propozycją. Długo nad tym myślał. Jednak, mimo ostrzeżeń Nadii zdecydował się na trening pod okiem mistrza. Postanowił sobie, że nie zmieni się za bardzo. Nadal pozostanie tym samym Leonem.
Wyrósł przed nim budynek. Był on zbudowany w starym stylu w jakim budowano w przedwojennej Warszawie. Gdyby nie napis „Studio” i adres – Styczniowa 27, miałby problemy z trafieniem.
Wszedł od środka.
Długi korytarz ciągnął się przed nim. Oświetlało je słabe światło z jarzeniówek. Na czarnych ścianach po obu stronach wisiały obrazy tancerzy w różnych pozach. Rozpoznał niektórych z nich takich jak PacMan, Charles Weidman. Zatrzymał się jednak przy jednym obrazie. Wykonane było w czarno-białych kolorach. Przedstawiało ono tancerkę ubraną w jasną, rozwianą sukienkę. Stała na jednej nodze. Druga zaś była wysunięta do przodu na flexie. Jej klasyczna dłoń była wysunięta w górę. Tancerka miała czarne włosy. Patrzyła w dal. Jej twarz ujawniała przeżywane emocje. Światło padało na nią z góry. Leon od razu rozpoznał kim była ta osoba.
    • Martha Graham. - Usłyszał za sobą głos. Odwrócił się. Stał za nim nie kto inny jak Nicolas Flaming. - Wielka osoba. Była prekursorem tańca nowoczesnego. Jej szkoła wciąż działa w Ameryce. Tańczyłem tam pewnego czasu. „Great dancers are not great because of their technique,...”
    • ... they are great because of their passion.” - Dokończył Leon.
    • Dokładnie. Cieszę się, że jednak zdecydowałeś się przyjść. - Wskazał ręką w stronę, w którą kierował się chłopak. - Chodźmy. Pokażę co i jak.
Na końcu korytarza znajdowała się recepcja. Za ladą siedział chłopak o blond włosach. Był zajęty jakimiś dokumentami. Kiedy Leon i Flaming podeszli do niego podniósł wzrok. Jego oczy były koloru brązowego a spojrzenie głębokie. Co zdziwiło Leona zauważył w nim o drobinę strachu.
Blondyn wstał.
    • Mogę coś dla pana zrobić? - Skierował swoje słowa do Flaminga nie spuszczając wzroku z Leona.
    • Tak. Załóż kartę członkowską temu oto artyście. Wszystkie informacje masz w dokumentach w pierwszej szufladzie. Przygotuj jego własną szafkę i „starter pack”. Ja w tym czasie oprowadzę go po szkole.
    • Oczywiście. Już się za to zabieram.
    • Dziękuję. - Odparł Flaming i ruszył wraz z Leonem korytarzem znajdującym się po prawej stronie od recepcji.
    • Coś z nim jest nie tak? - Spytał chłopak trenera.
    • Z Conradem? Nic. Dlaczego pytasz?
    • A tak jakoś. Nie ważne.
Przechodzili obok drzwi, za którymi kryły się poszczególne sale taneczne.
    • Głównie tutaj będą odbywać się treningi. - Wskazał na salę numer trzy. - Na początku będzie ci ciężko przystosować się do innych tancerzy z wiadomego powodu, ale to minie. Ty ich zaakceptujesz a oni ciebie. Nic na pewno ci się nie stanie dopóki tu jestem. Idź teraz do Conrada. Zaprowadzi cię do szatni. Jak się przebierzesz to zapraszam na salę. - Wszedł i zamknął za sobą drzwi a Leon udał się tam gdzie mu wskazał.
Conrad siedział za ladą. Kiedy zobaczył Leona poderwał się na równe nogi.
    • Proszę. - Wysunął rękę. - Oto kluczyk. Starter Pack czeka już w pana szafce. Proszę za mną. Zaprowadzę. - Mówił prędko jakby chciał mieć to już za sobą. Leon nie wiedział co o tym sądzić. Recepcjonista wyglądał jakby się jego bał.
    • Dziękuję. - Odparł.
Conrad skrzywił się lekko, lecz potem wstrząsnął głową jakby się przesłyszał.
Szatnie znajdowały się w korytarzu po lewej stronie od recepcji.
    • Męska po prawej. - Otworzył drzwi szatni i zaprosił tam Leona.
    • Spokojnie. Dalej sobie poradzę. Dziękuję.
Conrad ponownie się skrzywił, lecz tym razem nie wstrząsnął głową. Chyba do niego dotarły słowa Leona.
    • Nie ma za co. - Uśmiechnął się lekko. - Taka moja praca.
Oddalił się z powrotem do recepcji.
    • Dziwny typ. - Mruknął Leon i wszedł do szatni.
Strzeliło w niego gorąco pary wodnej. Do uszu dobiegł głos plusków spod pryszniców. Pomieszczenie było ogromne podzielone ścianami z szafek.
Spojrzał na swój kluczyk. „NO.544”. Przeszedł po kolei między szafkami w poszukiwaniu swojej. Znajdowała się ona na końcu trzeciego rzędu, tuż obok pryszniców. Po jej otwarciu, znalazł czarną torbę ze złotymi paskami i napisem „Flaming Dance Complex” o tym samym kolorze. Zajrzał do środka. Wewnątrz znajdowała się jeszcze czarna bluzka na ramiączka z kapturem – znak rozpoznawczy tancerzy Flaminga, czarne dresowe spodnie z niskim krokiem zwężane ku nogawkom oraz biały t-shirt a na wszystkim tym znajdował się napis sugerujący z jakiego studia tanecznego pochodził jej właściciel.
    • Starter Pack. - Powiedział pod nosem lekko rozbawiony.
Westchnął i zaczął się przebierać. Założył nową bluzkę i spodnie. Torbę, bluzę na ramiączka i swój plecak zostawił w szafce. Zamknął ją za sobą i już miał odejść kiedy przypomniał sobie o wodzie. Ponownie otworzył szafkę i zaczął szukać butelki z napojem. Nagle usłyszał za sobą kroki. Kątem oka dostrzegł wysokiego chłopaka z czarnymi zaczesanymi do tyłu włosami. Ubrany był we „flamingowe” spodnie i t-shirt. W uszach miał kolczyki w kształcie szpikulca. Po jego sylwetce widać, że kształtuje go nie tylko taniec ale i siłownia.
Zatrzymał się siedem szafek przed Leonem. Otworzył swoją i zostawił tam jedynie torbę. Wodę wziął ze sobą. Kiedy schylał się Leon zauważył, że miał bliznę na szyli. Otaczała ona cały kark, jakby ktoś mocno zacisnął na nim linę.
Chłopak zauważył, że jest obserwowany.
    • My się chyba nie znamy. - Wyciągnął rękę. - Damian Edward Zakrzewski, ale ludzie mówią na mnie Dez.
    • Leon. - Uścisnął dłoń.
    • Rozumiem, że na zajęcia do Flaminga?
    • Tak. Dzisiaj pierwszy raz.
    • Domyślam się, bo ja też ćwiczę u niego i nie widziałem ciebie tu wcześniej. Możesz mi zdradzić jaki kształt ma twój odoku? - Wyszeptał.
    • Odoku? - Zdziwił się Leon.
    • Aaa... Czyli ty go jeszcze nie odblokowałeś. Wow, skoro tak to musisz świetnie tańczyć, że cię przyjął.
    • To znaczy... tak... w sumie... - Przerywał co chwila.
    • Zobacz. Ostatnio nauczyłem się piruetu z nogą otwartą a la seconde.
Dez stanął pośrodku przejścia między szafkami w czwartej pozycji jazzowej, skierowany w stronę Leona. Wykonał pas de bourrée i wszedł na relevé robiąc zamach rękoma. Obrócił się raz za prawym ramieniem z nogą na passé. Następnie przeszedł do piruetów. Widać, że tańczył nie od dziś. Mimo, że dopiero co opanował możliwy najtrudniejszy piruet to wykonywał go technicznie nadzwyczajnie dobrze. Głowa robiła szybkie skręty tak, że prawie nie spuszczał Leona z oczu.
W tym momencie coś się wydarzyło. Blizna na szyli Deza zaczęła świecić czerwonym światłem. Leon prędko odskoczył w tył.
    • Co to jest?!
Dez z powrotem złożył nogę na passé. Podciągnął się jeszcze wyżej na relevé i zszedł do czwartej jazzowej. Jego blizna z powrotem wróciła do normalnego stanu.
    • Co ma być czym? - Spytał zdezorientowany Dez.
    • Czemu twoja blizna świeciła? - Otworzył szeroko oczy na te wspomnienie.
    • Bo już tak mamy. - Urwał. - Czekaj. - Podszedł do Leona i obejrzał jego szyję. - Czemu ty nie masz blizny?
    • A dlaczego miałbym mieć? Przecież nic sobie nie zrobiłem. - Leon był kompletnie zdezorientowany.
    • Każdy Dansurai ma bliznę, skąd podczas tańca wydobywa się energia. Skoro jej nie masz to może znaczyć tylko jedno... jesteś zwykłym człowiekiem. - Zrobił minę jakby wszystko nagle stało się jasne.
    • Wow. Przed chwilą mówiłeś, że muszę być naprawdę świetnym tancerzem skoro tu jestem. - Powiedział z lekką nutką zadzioru w głosie.
    • Tancerzem może i jesteś, ale nami nigdy nie będziesz.
    • Wami? A kim wy niby jesteście. - Zadrwił.
    • Dansurai. Obrońcy krajów. Stawiani na równi z wojskiem.
    • Obrońcy krajów... - Zaczął zastanawiać się Leon. - Chyba chodzi mu o Innych. - Powiedział pod nosem.
    • Tak. - Warknął. - Tak nazywają nas ci wszyscy niewdzięczni ludzie. Nie wiem czy da się policzyć ile dla was zrobiliśmy. - Trzasnął szafką i odszedł.
Leon stał chwilę przyglądając się odchodzącemu chłopakowi.
Miał silny charakter. Zawsze umiał postawić na swoim. To jednak nie obierało mu zdrowego rozsądku. Wiedział kiedy należy odpuścić
    • Dansurai... - Wyszeptał. - Nowy termin do słownika.
Zamknął szafkę i ruszył w ślady Deza.

***


    • Akihiko. Czemu nasze cienie nie wróciły? - Spytał Shingo idąc ulicą.
    • Gdyby kogoś spotkały to by prędko wróciły nas poinformować. Tak to pewnie są już pod sklepem. O...! Patrz. - Wskazał na ścianę sklepu ze strojami karnawałowymi.
Znajdowały się na niej dwie czarne masy. Kiedy podeszli bliżej cienie spłynęły na chodnik a następnie wróciły na swoje miejsce - każdy do swojego właściciela.
    • A nie mówiłem? - Akihiko pochylił się nad przyjacielem. Był od niego wyższy o głowę. - Chodźmy. - Machnął ręką i podeszli bliżej do budynku.
Drzwi sklepu były oszklone. Akihiko spojrzał przez szybę. W pomieszczeniu panował mrok. Jedynym widocznym punktem było niebieskie światełko alarmu.
    • Masz ten klucz? - Spytał.
Shingo pogrzebał w kieszeni i po chwili wyciągnął to o co pytał Akihiko. Dał go koledze, który włożył go do drzwi. Już przekręcał zamek kiedy Shingo nagle wypalił.
    • A co z alarmem?
    • Ach... - Westchnął z irytacją Akihiko. - Wszystko spokojnie. Jestem na to przygotowany.
Przekręcił klucz w zamku. Odetchnął ciężko i otworzył drzwi. Od razu po wejściu usłyszeli dźwięk sygnalizujący wkroczenie do budynku. Podniósł klapkę, pod którą znalazł klawiaturę.
    • 2,5,8,7,4,9. - Powiedział wystukując poszczególne cyfry.
Modem przestał wydawać dźwięk a na ekranie pojawił się komunikat „rozbrojone”. Shingo podszedł do kolegi.
    • Skąd znasz hasło?
    • Powiedzmy, że mój cień sięga daleko. - Mrugnął do kolegi chociaż nie był pewny czy to zobaczył. - Znajdź ten strój. Tylko nie włączaj światła. Nie chcemy by ludzie nabrali jakiś podejrzeń.
    • Mam małą, słabą latarkę.
Akihiko wyjął także swoją. Jej słabe światło oświetliło najbliższe wystawy ubrań. Zaczął przeglądać: batman, spidermen, smok, czarownica... Nic czego szukał.
Zadaniem uczniów czwartego roku Akademii Dansurai było nagranie swojej tanecznej wizytówki, w której samego tańca miało być co najmniej minuta. To w jakim stylu i jakiej scenografii to nagrają było już ich sprawą. Mieli pokazać swoje największe atuty i po prostu się tanecznie przedstawić. Wiadomo, że sam pomysł na nagranie, otoczenie, strój też były punktowane. Dlatego Akihiko szukał czegoś niezwykłego.
Wdrapał się na drabinę. W wyższych partiach sklepu także nic nie znalazł.
    • Akihiko. - usłyszał głos kolegi. - Możesz tu podejść?
Wystraszył się czegoś czy może faktycznie coś znalazł? Zastanawiał się.
Chłopak skierował się w stronę, z której dochodził głos Shingo. Zdołał go spostrzec w mroku po drugiej stronie sklepu.
    • Masz coś? - Zapytał Akihiko, podchodząc.
    • Patrz na to. - Wskazał na drzwi ukryte za wystawami.
    • Teledyski” - Przeczytał Akihiko. - To może być to.
Chwycił za klamkę. Drzwi otworzyły się z łatwością. W pokoju nie widać było ścian. Wszystko tonęło w ubraniach.
    • Jak my coś tu znajdziemy? - Odezwał się Shingo i podszedł do pierwszej wystawy po jego prawej stronie. - Biała prześwitująca sukienka, czarne koronkowe topy i spodenki jeansowe. - Przeglądał ubranie po ubraniu. - A tutaj to są nawet pióra. Festiwal w Rio? - Zapytał drwiąc.
    • Nie. Dział „R”. Kategoria „Rihanna”. - Wskazał na początek wystawy gdzie widniały tabliczki.
    • Super, że tak to wszystko posegregowali, ale raczej wątpię, że będzie tu dział „rzeczy dla Akihiko”.
Ten podszedł do wystaw po swojej lewej stronie.
    • 30 Seconds to Mars... Adele... Beyoncé... Coldplay... To nie tu. Jeszcze dalej. Enrique Iglesias... Inna... Jessie J... Katerine... Lady Gaga... Adam Lambert... Jennifer Lo... - Zatrzymał się. - Chwila. Adam Lambert? Może to. - Zaczął przeglądać tę kategorię. - If I Had You... Whataya Want from Me... Another Lonely Night... Jest! Ghost Town.
    • Znalazłeś? - Zapytał Shingo.
    • Tak. - Odparł Akihiko i zdjął wieszak z wybranym strojem. - Idziemy.
***


Świtało. Cienie powoli stawały się coraz krótsze. Jak zwykle nad ziemią unosiła się mgła. Mimo to Karina dobrze wiedziała gdzie iść. Znała ten teren dobrze jak własną kieszeń.
Mogłabym zostać przewodnikiem polowań. Myślała. Przewodziłabym grupami łowieckimi, pokazywałabym gdzie są dogodne miejsca do polowań, doradzałabym jakiej broni używać, kiedy jest najlepszy termin na polowanie. To jednak nigdy nie będzie miało miejsca.
Rodzina Kariny nie należała do zamożnych. Ledwie wiązali koniec z końcem. Musiała pomagać w domu i rzadko zdarzało się, że znalazła czas dla siebie.
    • Niedługo wymrzemy tak jak wy. - Zaśmiała się i spojrzała na swojego odoku.
Był nim potężny smilodon, tygrys szablozębny - a raczej energia uformowana w jego kształt.
Tygrys mruknął.
    • Co jest Tiger? Przecież wszystkie smilodony wymarły 10 tysięcy lat temu. Nie masz co za nimi płakać. Nawet ich nie znałeś.
Tiger ponownie mruknął.
    • Ach... - Westchnęła. - Widzę, że masz dziś gorszy dzień.
Szli wybrzeżem wyspy. Mimo, że Karina nie przepadała za swoim życiem cieszyła się, że mogła mieszkać właśnie tu – na wyspie Vancouver. Przyroda była piękna a zwłaszcza o tej porze roku. To jednak kryło swoją mroczną stronę. Rozpoczął się maj. A maj to czas polowań na niedźwiedzie. Karina nigdy jeszcze żadnego nie upolowała, chociaż miała szansę nie raz. Przyczyna była prosta. Polować można tylko i wyłącznie na stare osobniki a jak ona jedna mogłaby donieść do domu ponad trzysta kilogramów mięsa? Preferowała wilki. A i takiego wilka łatwiej upolować niżeli niedźwiedzia. Niestety nie miała licencji na broń palną. Tak więc doskonaliła się w łucznictwie. Tej sztuki nauczył ją jej dziadek. Jako myśliwy spędzał wiele czasu na łonie natury a towarzyszyła mu jego wnuczka. To właśnie po nim odziedziczyła zamiłowanie do łowiectwa.
Przystanęła przy górce kamieni. Musnęła wierzchem dłoni piasek.
    • Jest niedaleko. - Mruknęła.
Rozejrzała się po okolicy. Drobne fale lekko obijały się o brzeg. Wiatr poruszał drzewami. Wszystko wyglądało spokojnie, mimo to w okolicy czaił się drapieżnik.
Ślady łap prowadziły wzdłuż plaży.
Dziwne. Pomyślała. Zwykle poruszają się w grupie.
Wstała i stanęła twarzą do oceanu.
    • Mogę sobie trochę pomóc. 5, 6, 7, i...
Wykonała krótką kombinację ruchów. Energia wokół zawirowała a następnie wniknęła jej w oczy. Ich kolor całkowicie zmienił się na czerwony.
    • Od razu lepiej. - Uśmiechnęła się.
Ruszyła tropem wilka. Teraz dokładnie widziała ślady. W jej oczach podświetlały się one na czerwono co było wręcz niemożliwe do niezauważenia. Co jakiś czas patrzyła na Tigera. On jako czysta energia wyglądał tak samo jak wcześniej.
Kariny pasją niegdyś był taniec. Jej kolega Liam starszy był od niej prawie dziesięć lat, lecz był na tyle przyjacielski, że bariera wiekowa nie grała tu dużej roli. Był choreografem. Pracował w mieście Vancouver na kontynencie. Co któryś weekend przyjeżdżał na wyspę do Yuquot by odpocząć. Karina oczywiście wykorzystywała to jak mogła. Pytała się o jego zawód. Szybko pochłonął ją taniec. Liam dawał jej wiele różnych zadań i stawiał jej drobne cele takie, by jak wracał tydzień czy dwa później, ona potrafiła już to wykonać. Dziewczyna miała takie zawzięcie, że osiągnęła szpagat już po czterech miesiącach indywidualnych ćwiczeń.
Po pół roku zauważyła coś dziwnego. Poczuła w sobie nieprzebrane źródła energii. W końcu, pewnego razu, kiedy była sama w domu, poniosło ją w tańcu. Światło błysnęło, energia się zmaterializowała. Sama Karina bardzo się tego wystraszyła, miała wtedy dopiero jedenaście lat. Domyślała się co się wtedy stało, lecz postanowiła, że wstrzyma się z treningami na kilka dni, aż do powrotu Liama. Kiedy wrócił na wyspę zapytała się go o to wydarzenie, lecz nie powiedziała mu, że to ona była tą osobą ale, że słyszała o tym w telewizji. Wtedy dowiedziała się, że należy do grupy ludzi, potocznie nazywanych Innymi. Trzymała to w sekrecie, bo bała się konfrontacji z ludźmi. Już sama nazwa „Inny” wskazuje, że jest się nie takim jak reszta ludzi.
Mijały lata a ona powoli odkrywała swoje możliwości. Bawiła się tańcem, tworzyła własne ruchy, łączyła je z pochodzącymi z innych stylów. Wzrok Myśliwego - kombinacja ruchów dająca jej możliwość dokładnego widzenia rzeczy prawie niewidocznych, była jej pierwszą kombinacją dającą coś więcej niż same światła i piękno. Często wykorzystywała to w polowaniu. W krótkim czasie po okolicy rozniosła się wieść o młodej łowczyni, będącej w stanie wytropić każde zwierzę. Pewnego razu zgłosił się do niej mężczyzna. Poprosił ją o pomoc w polowaniu na niedźwiedzia. Karina nie bała się go. Nie wyglądał niebezpiecznie. Poszli razem do lasu. Przez dłuższy czas nie mogli znaleźć ani śladu zwierzęcia. Dziewczyna nie chciała zasmucić mężczyzny, więc powiedziała, że musi udać się na stronę. W rzeczywistości wykonała tam swoją kombinację – Wzrok Myśliwego. Dalsze poszukiwania poszły im łatwiej. Po pół godzinie znaleźli dużego, starego grizzly. Mężczyzna ubił niedźwiedzia po czym zwrócił się do dziewczyny. Powiedział, że wyczuł energię, którą użyła do znalezienia zwierzęcia. Wyjawił jej, że wie iż ona tańczy i posługuje się energią z tańca. Dziewczyna się wystraszyła, lecz on obiecał jej, że nie wyjawi jej sekretu. Przyznał się, że i on należał do tej grupy. W zamian za pomoc w polowaniu nauczył ją kombinacji aktywującej odoku.
W ten właśnie sposób poznała Tigera. Od tamtej pory zawsze towarzyszył jej w polowaniach. Karina nie pomaga już ludziom w łowach. Po pierwsze miała na to mało czasu, po drugie tylko wtedy mogła spędzić czas z Tigerem. Nikt prócz niej i tamtego mężczyzny nie zna prawdy o jej faktycznych zdolnościach.
    • I niech tak zostanie. - Mruknęła.
Niebo zaczęły pokrywać czarne chmury. Nim się obejrzała a zaczęło padać.
    • Chyba dziś nici z polowania. - Stwierdziła z rezygnacją. - Wracajmy. - Odwróciła i skierowała się ku plaży.
W drodze powrotnej rozmawiała z Tigerem. Oczywiście on nie odpowiadał. Wydawał z siebie jedynie pomruki.
Po pewnym czasie znaleźli się na brzegu wyspy. Morze było wzburzone. Karina żałowała, że wcześniej nie sprawdziła prognozy pogody.
Niepotrzebnie wybrałam się dzisiaj na polowanie. Pomyślała. Mogłam zostać w domu i pomóc rodzicom. Chociaż, wtedy nie zobaczyłabym się z Tigerem.
Takie myśli krążyły w głowie dziewczyny aż do momentu kiedy znalazła się przy pomoście.
    • Łódka? Tutaj?
Przechodziła tędy wiele razy i pierwszy raz widziała żeby coś było przymocowane do pomostu.
Do kogo ona należała? Zastanawiała się.
Skierowała się w stronę miasta. Zrobiła kilka kroków gdy nagle stanęła.
    • A co mi tam?
Zawróciła. Tiger podążał za nią krok w krok. Kiedy znalazła się na pomoście zawiał mocniejszy wiatr. Nogi się pod nią ugięły. Zasłoniła twarz dłonią. Tiger mruknął.
    • Spokojnie. - Odparła.
Podeszła do łódki. Przymocowana była do pomostu grubym sznurem. Przed deszczem chronił ją nieprzemakalny, granatowy materiał.
    • Dobrze zabezpieczona. - Stwierdziła z uznaniem.
Podniosła materiał by sprawdzić zawartość łódki. Wtem usłyszała ryk. Nie był to jednak znany odgłos jej odoku. Odwróciła się. Na początku pomostu stał niedźwiedź. Odcinał jej jedyną drogę ucieczki.
Jak ja i Tiger mogliśmy go nie zauważyć? Zbytnio zajęłam się tą przeklętą łódką.
Chwyciła łuk i oddała dwa strzały. Chybiła.
    • Tiger! - Zawołała.
Odoku rzucił się na baribala. Niedźwiedź stanął na tylnych nogach. Był ogromny. Na pewno ważył więcej niż trzysta kilogramów. Smilodon złapał się za brzuch bestii. Ta w odwecie przygniotła tygrysa do podłoża. Tiger rozszczepił się na drobną energię, którą od razu rozwiał wiatr. Deski pod łapami niedźwiedzia pękły sprawiając, że utknął. Karina zyskała przez to trochę czasu. Chwyciła za łuk. Sięgnęła także po strzałę, lecz gdy ją dosięgnęła cała reszta wysypała się wprost do wody.
    • Psia krew! - Zawołała.
Naciągnęła ostatnią strzałę i wystrzeliła. Miała tego dnia fatalny cel. Trafiła baribala w ramię. Niedźwiedź ryknął.
    • Nie! - Krzyknęła ze złością.
Jedyną drogą ucieczki była łódka. Odgarnęła część materiału i wskoczyła do środka. Prędko odwiązała sznur z pomostu.
Niedźwiedź uwolnił się. Wściekły ruszył w jej stronę przyspieszając z każdym krokiem.
    • Nie ma tak łatwo!
W łódce znalazła wiosło, którym odepchnęła się od pomostu. Deszcz padał coraz bardziej. Zapowiadało się na potężną burzę.
Zdołała odpłynąć od pomostu kiedy przypomniała sobie o czymś. Niedźwiedzie potrafią pływać!
Baribal wskoczył do wody. Zbliżał się do niej niemiłosiernie szybko. Karina w odwecie wiosłowała na pełnych obrotach, coraz bardziej oddalając się od brzegu. Niedźwiedź jednak był bardzo dobrym pływakiem i ją dogonił. Chwycił za łódkę przechylając ją na swoją stronę. Karina uderzyła w łapę niedźwiedzia wiosłem. Baribal ryknął i zsunął pazury do wody.
Wiatr przybrał na sile. Łódka zaczęła powoli oddalać się od bestii. Niedźwiedź po chwili zrezygnował i zawrócił.
    • Chyba woli pstrągi. - Stwierdziła Karina ciężko dysząc.
Co teraz? Zaczęła się zastanawiać. Na brzeg nie wrócę, bo baribal. Na wodzie nie zostanę, bo sztorm. Jedynie mogę dopłynąć w inne miejsce, może do Yuquot?
Fale jednak miały inny plan. Oddalały ją coraz bardziej od brzegu na otwarty ocean. Wiosłowała co sił w rękach, lecz nie dawało to dużych efektów. Odłożyła na chwilę wiosła i wstała kurczowo trzymając się burty. Niedźwiedź wyszedł już na brzeg i kierował się w stronę lasu.
    • Czyli Wzrok Myśliwego nadal działa. Ciekawe jak długo się utrzyma. - Powiedziała pod nosem. - Jeszcze nie ma południa a już coś się wydarzyło! - Krzyczała. - Co jeszcze mnie dziś czeka!?
Silna fala uderzyła o łódkę. Karina straciła równowagę. Uderzyła głową o ławkę łódki po czym zemdlała.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz